Dźwigniesz tu zamek kamienny!

Gęstwina skończyła się nagle, jak nożem uciął. Zdarli konie, bo tylko o krok przed pyskami spadła nagle w dół, ku rzece wysoka, stroma skarpa. Ślizgał się właśnie po niej na zadzie dorodny jeleń, za którym gonili przed momentem do upadu niemal. Zdawało się, że zwierz przeleci przez łeb z rogowym wieńcem i padnie na brzegu skręciwszy kark. Ale karkołomny zjazd jednak mu się powiódł. Stanął nad wodą cały i zdrowy, obejrzał się na niedawnych prześladowców. Uznał widać, że jest już bezpieczny, bo poszedł z wolna brzegiem ku zachodzącemu słońcu, które kładło właśnie na wodzie zabarwiony na czerwono szlak.

– Udało mu się – skwitował zakończenie łowów jeden z konnych, dzierżący oszczep.

– Jemu tak, nam gorzej - odrzekł mu drugi, rosły, z opadającymi do ramion czarnymi włosami, w których utkwiły sosnowe igły i gałązki, ślad niedawnej pogoni za zwierzem. – Byłoby pieczyste dla całej drużyny! Tak – przyjdzie się obejść smakiem.

– Nakarmią nas w osadzie. Trzeba tylko przeprawić się przez rzekę. Dobrze, że jest twardy bród, łatwo by nie było. Woda bystra niczym w górskim potoku. Nurt pili, to i nazwa dobra – Pilica.

Obaj ubrani byli dostatnio, lecz w proste, podróżne szaty, wygodne w długiej drodze. Dobrze zbrojni. Ale w rękach mieli broń myśliwską, bo kilka pacierzy temu złapali oszczepy z wozu i pogonili za rogatym, który przemknął przez wiodący z Opoczna wyjeżdżony, piaszczysty trakt. Nie zgonili, ale to nie pierwszy i nie ostatni zwierz, na którego ramię w ramię polowali. Teraz, z wysokiego brzegu patrzyli na rozłożoną w ciasnym zakolu rzeki sporą osadę. Pilica i jej starorzecze tworzyły między ramionami naturalną wyspę wśród wody i mokradeł. Na tej właśnie wyspie rozsiadł się, nie wiedzieć jak dawno, Inowłódz. Na rzece trochę okrakiem, bo na prawym brzegu też posadowiło się już kilka zagród, a wyżej, za Przeprośną Górką, kolejna gospoda z zajazdem dla kupieckich karawan.

Właśnie jedna z nich wpełzała na bród. Pięć wyładowanych wozów, każdy obsadzony przez woźnicę i zbrojnego, ciągnionych przez pary wołów w jarzmach. Kilku zbrojnych na koniach, jako osłona. Dwóch z nich przegalopowało brodem i stanęło na prawym brzegu osłaniając przeprawę. Reszta pozostała tymczasem wśród nadbrzeżnych zabudowań osady, obserwując zmagania karawany z nurtem. Wkrótce wszystkie wozy były w wodzie. Co i raz któryś konny skoczył w nurt, pomagają opanować spokojne zwykle, ale teraz zaniepokojone dość głębokim brodem bydlęta.

Na przeciwległym wyniesieniu, równie wysokim jak to, na którym stali dwaj niedawni myśliwcy, odcinała się ostro na tle nieba sylwetka murowanego kościoła z wieżą, wszystko razem o wyraźnym, obronnym charakterze. Niżej przycupnęły drewniane już zabudowania niewielkiego klasztoru i przykościelnej osady. – Pradziadowa ofiara za przyjście na świat piastowego dziedzica – pomyślał. – Ale przecież nie z tej tylko przyczyny w tym właśnie stoi miejscu. Wybierano je pewnie pieczołowicie. Nie stawiano murowanych kościołów, w przypadkowy, pustym polu!

W rzeczna dolinę zapadał bez pośpiechu cichy, spokojny zmierzch. Kazimierz i Prawisz przyglądali się krzątaninie na wodzie, zerkając też co chwila na wysoki horyzont, za plecami, z prawej, gdzie u zbiegu nieba i ziemi powinien się lada chwila pojawić na drodze ich konwój – trzy dziesiątki królewskich drużynników i dwa lekkie wozy z aprowizacją, zaprzężone, dla sprawności, w konie zamiast wołów – prowadzony przez setnika Lubomira. Nie było ich jeszcze widać, pewnie rozglądali się za myśliwymi, by pośpieszyć z pomocą, gdyby ci doszli jednak i skłuli zwierza.

Nagle obaj jeźdźcy stanęli w strzemionach wyciągając szyje by widzieć lepiej, bo na brodzie działo się coś gwałtownego i niespodzianego. Dwa wozy kupieckie były już na suchym lądzie, trzy minęły połowę nurtu, gdy obaj zbrojni, czuwający nad przeprawą, osunęli się nagle z koni na ziemię. Z tej odległości ledwo można było dostrzec tkwiące w szyi jednego i piersi drugiego strzały. Wrzask dobiegł aż na wysoki brzeg, gdy z przybrzeżnych wiklin wysypało się ze dwudziestu. Zbrojnych w miecze, tasaki, topory, cepy i berdysze. Czarna zgraja rzuciła się ku wozom. Ku tym już na brzegu, ale i tym w wodzie. Poganiacze wstrzymali zwierzęta. Ostatni próbował zawrócić ku Inowłodzowi, ale nawykłe do drogi na wprost woły nie było łatwo, zwłaszcza w wodzie, skłonić do manewru. Wóz utknął na dobre, zaraz przypadli doń brodząc w wodzie napastnicy. Woźnice i poganiacze, próbowali się odcinać, ale widać było, że długo nie strzymają. Co i rusz któryś padał w nurt, cięty, albo przebity okutym na ostro drzewcem. Kupcy i reszta osłony patrzyła bezsilnie na trwającą na brodzie walkę. Wparł któryś konia w wodę, ale zaraz sypnęły się ku niemu strzały z zarośli, że raniony, ledwo uszedł z życiem. I Kazimierz i Prawisz dobyli głowni, ale do połowy jedynie, w bezsilnym odruchu, bo odległość i trudny zjazd z wysokiego brzegu wykluczały skuteczne działanie. Nie tylko to. Wykluczał je także królewski majestat. Prawisz, poniechawszy miecza, już sięgał po wodze kazimierzowego wierzchowca. Przecież król nie wda się w bitkę z bandą rzezimieszków! Chociaż, znając krewkiego i porywczego nieraz Piasta, Prawisz nie był tego do końca pewien. Wolał uprzedzić skok ku walczącym.

Król w bitkę się nie wda, ale przecież nie sam tu jest!…Na ginącej za grzbietem opoczyńskiej drodze pojawiły się dwie sylwetki konnych. Na chwilę. Widać wysłany przez Lubomira przodem zwiad. Zobaczyli, co było trzeba widzieć i zawrócili wierzchowce, śpiesząc z wieścią do dowódcy.

Nie minęło pół pacierza, gdy zza wysokiego brzegu wysypały się dwa rzędy konnych. Poszli z góry wyciągniętym galopem. Z bojowymi oszczepami przy prawym uchu. W wyćwiczonym chwycie. Śmiertelny rzut i wolna dłoń pomknęła błyskawicznie ku rękojeści miecza. Równie śmiertelne cięcie, z zamachem, od lewego, dla odmiany ucha. Nie starczyło Zdrowaś Maryja i było po wszystkim. Połowa zbójów, martwych już, popłynęła do Wisły, resztę układano w równym rzędzie na brzegu, gdy nadjechali Kazimierz z Prawiszem.

– Dobrześ się spisał – rzucił król do młodego dowódcy, a ten aż pokraśniał rad pochwale. - Weź miejscowych, wykopcie dół i pochowajcie. Na poświęconą ziemię nie zasłużyli. Skierował konia ku brodowi, ale wstrzymał, zanim kopyta dotknęły wody.

– Skocz tam który na górę, do kościoła, po księdza z kropidłem, może tam jaki z tych łotrzyków był ochrzczony – rzucił ku zbrojnym przez ramię. Wraz wyprzedziło go dwóch drużynników z luźnym wierzchowcem. Przegalopowali przez bród, osadę, most na starorzeczu i zaczęli się wspinać stromą drogą ku kościołowi. Do strzemienia i buta Kazimierza przypadli, przebrnąwszy przez Pilicę, kupcy w niskich pokłonach, dziękując za ratunek. Nie wiedzieli, komu składają pokłon, choć wodza poznać było z daleka. Nie budziły wątpliwości wykonywane w mig rozkazy. Z bliska poznał któryś króla i grzbiety pochyliły się głębiej.

– Trzeba tu będzie na przyszłość stałej straży ku waszej wygodzie i bezpieczności, ale nie myślcie, że się do niej groszem nie dołożycie – ostudził ich dziękczynienia.

– Dołożymy – odpowiedzieli chórem. – Grosz – rzecz nabyta, straconego raz żywota nie odkupisz.

*          *          *

– Staniemy na noc u proboszcza – rzucił do Prawisza, jadąc główną ulicą osady, ku zbudowanemu solidnie, z pali, bierwion i dranic mostowi na starorzeczu Pilicy, po którym biegł trakt, rozwidlający się na górze, za wąwozem i karczmą Molki, ku Rawie, Lubochni i Wolborzowi, a potem dalej, na Zachód, Północ i Południe. – Dziesięciu z drużyny z nami, przytulą się przy kościele. Reszta niech zalegnie w karczmie i w obejściach. Lubomir sprawnie przekładał polecenie na rozkazy. Skręcili za mostem w prawo i zaczęli się wspinać stromą drogą ku kościołowi. Widać było od razu, że budowla nie tylko modłom została poświęcona. Solidne mury z wąskimi oknami – strzelnicami, wieża jak stołp, w którym można by się bronić do ostatka. Ale szczupła rozmiarami budowla nie pomieściłaby liczniejszej załogi. Dałaby schronienie mniejszej gromadzie, ale nie gwarantowała bezpieczeństwa osadzie w dolinie rzeki. Kazimierz wszedł do środka, dotykając dłonią chropawego, rudego piaskowca. Biło od niego jakieś niewytłumaczalne, wszak to kamień, ciepło, spokój i moc. Jak od ołtarza w apsydzie, gdzie na czarnym krzyżu rozpostarł ramiona Chrystus. Król zgiął kolana na prostym, drewnianym klęczniku i pogrążył w krótkiej, ale żarliwej modlitwie.

Wkrótce na ozdobnych kaflach posadzki dały się słyszeć chodaki proboszcza, który najwyraźniej odprawił już ostatnią posługę i wrócił znad rzeki. Teraz przyklęknął trochę z tyłu, czekając, aż król uczyni na piersi szeroki znak krzyża, kończąc swoją rozmowę z Panem Bogiem. Kapłan prosił uniżenie na gotową już wieczerzę. Nie pierwsza to królewska czy książęca wizyta w jego świątyni. Zbiegały się w Inowłodzu także szlaki świeckiej władzy.

Kazimierz chętnie sięgnął do miski z kraszoną kaszą popijaną piwem. Wyławiał kawałki podpieczonej smakowicie jagnięciny. Nigdy nie gardził krakowskimi ucztami i stołami uginającymi się pod wykwintnym jadłem, ale, zwłaszcza będąc w drodze, chętnie siadał do stołu z prostym, choćby chłopskim jadłem. I tym razem podjadł ze smakiem, pogryzając na koniec miodowego kołacza. Podziękował plebanowi a po wieczornej mszy, której wysłuchał z królewskiego miejsca w kościele, udał się na spoczynek w klasztornej celi, nieco przytulniej na tę okazję urządzonej.

Spał mocno ale rychło się przecknął. Krótka noc, bliska świętojańskiej, szarzała już za maleńkim okienkiem. Odział się i przeszedł przez kościół, klękając na chwilę przed wielkim krucyfiksem. Przy masywnych drzwiach znów dotknął dającego dziwne uczucie kamiennego muru. Wyszedł w ciepły świt, ku skarpie, spadającej stromo ku dolinie rzeki. Z co poniektórych inowłodzkich domostw unosiły się ku niebu pierwsze smugi dymu z palenisk. Kazimierz patrzył na rzekę i bród, który wczoraj był areną błyskawicznego, ale krwawego i śmiertelnego starcia. Patrzył z góry na przeprawę i upewniał się coraz bardziej, że ten bród to nie jest taki zwykły sobie bród. A to miejsce, to nie takie zwykłe sobie miejsce. Bo przecież to tutaj stoi kościół pod wezwaniem świętego z dalekiej ziemi Franków! Tu wyznaczali sobie spotkania książęta z dzielnic rozbitego jeszcze na prowincje kraju. A teraz ta jego, kazimierzowa Polska, sięgająca od Pomorza i Nowej Marchii do Rusi Halickiej i Mołdawii, od Ziem Śląskich do Wielkiego Księstwa Litwinów, właśnie w tym miejscu ma swój środek. Jakby pępek kraju, w którym zbiegają się szlaki, zwłaszcza te z Zachodu na Wschód. Handlowe, ale przecież łatwo je zamienić w wojenne. Przez ten bród, zamiast spokojnych, kupieckich karawan runąć może w każdej chwili na Poznań i Kraków groźna nawałnica. I ten pępek, jego, budowanego z mozołem kraju, królestwa, jest dzisiaj goły i bezbronny. Nie ma się jak obronić nawet przed bandą rabusiów. Nie może tak być!

Patrzył teraz w dół już okiem budowniczego murowanej Polski, ale też okiem wojownika. Na usadowiony w ciasnym zakolu Pilicy Inowłódz, ochroniony z drugiej strony starorzeczem, jak naturalną fosą. I dalej, podmokłymi łęgami, które wojsko powstrzymać potrafią równie skutecznie jak stroma skała. Na zachód od osady, ale ciągle w objęciach starego i nowego koryta rzeki, wybrzuszał się na kilka sążni spory pagórek, odległy o jakieś dwa stajania od pierwszych zabudowań. I Kazimierz zobaczył! Wiedział już, co trzeba mu tutaj zrobić.

Usłyszał za plecami kroki. Znajome. Po chwili druh stanął ramię w ramię z królem. Podążył za jego wzrokiem, w dół, ku przeprawie, osadzie. I za myślami. Trop odnalazł łatwo. Nie bez powodu i nie bezowocnie przepędzili razem sporo lat wyrąbując, albo sklejając królestwo.

– Będziemy budować? - zapytał, choć właściwie znał już odpowiedź.

– Będziemy. Ty będziesz. To miejsce – pokazał na osadę i bród – to pępek naszego kraju. Goły i bezbronny jeszcze, ale osłonimy go solidnym puklerzem. Widzisz to wzniesienie po zachodniej stronie? – wskazał o co mu chodzi, a Prawisz pojął w lot zamysł króla. - Nie pojedziesz ze mną dalej do Krakowa. Zostaniesz tu i zaczniesz gromadzić budulec. Nie cegłę. Solidniejszy. Ten rudy kamień, z którego pradziad wzniósł kościół, co za nami stoi. Niewzruszenie, już dwa wieki. To dobry budulec. Ciepły. Mówi przez rękę do serca. Już się dowiedziałem. Łamią go z podziemnej skały całkiem blisko stąd. Najmij skalników, zapłać dobrze. Niech wiedzą, że król buduje. Gromadź kamień, przygotuj miejsce. Z Krakowa przyślę ci mistrzów i pieniądz niezbędny. Stawiaj najpierw wieżę solidną, byś miał się gdzie bronić w razie napaści. Tu jest zwornik starych dzielnic. Mazowsza, Wielkopolski, Małopolski. Nie wiadomo, co tam komu jeszcze do głowy zastuka. Zostawię ci tymczasem dziesiątkę drużynników z Lubomirem. Dobierzcie z miejscowych, zdatnych do wojaczki. Dacie radę. Trzy wiosny wami starczą? Jak zjadę tu następnym razem, chciałbym stanąć już pod dachem, w zamku. A może z tej osady zrobimy miasto? Niejedno już przecie posadowiliśmy. Ustanowimy tu miejsce naszej władzy królewskiej. Niech więc zamek będzie godny!

– Twoja wola panie. Będzie, jako rzekłeś! Stanie zamek Inowłódz i będziesz dzierżył klucz do niego.

*          *          *

Może było tak, a może inaczej? Kto to dzisiaj wie? Faktem jest jednak historycznym, że z rozkazu Kazimierza III, Piasta, nazywanego Wielkim, zamek w Inowłodzu stanął. Z ciepłego, rudego piaskowca. Trwał przez wieki u brodu na Pilicy, aż skruszyła mury szwedzka nawała zwana Potopem. Ruina na długo poszła w zapomnienie, ale wreszcie sobie o niej przypomniano. Jak przed wiekami zamkowe mury z rudego piaskowca znów pną się z wolna ku górze. A ja chciałem właśnie dobrnąć do tego momentu, by rozpocząć opowieść o kolejnej inowłodzkiej renowacji. Użyłem wybiegu, który widnieje powyżej, mam nadzieję, że mi się powiodło.

© Marek Miziak

Zamkowa prawda, zamkowe fakty

W swojej najstarszej postaci zamek inowłodzki wzniesiony został niemal w całości z rudego, charakterystycznego dla regionu rdzawo – brunatnego piaskowca. Kamień eksploatowano najprawdopodobniej już w XI wieku ze złoża zalegającego we wzgórzu kościelnym i z niego zbudowano kościół św. Idziego. Rudy budulec wydobywano tu jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku. Niewielki udział, jako budulec, miała w założeniu zamkowym cegła.

Zamek posadowiono w dolinie Pilicy, na wzniesieniu o wymiarach ok. 60 na 80 metrów i wysokości nad poziom doliny ok. 1,5 metra. Wyniesienie otoczone było w znacznej części starorzeczem Pilicy, co wykorzystano przy budowie fosy. Miała ona ok. 20 m szerokości i umocnione palami obie krawędzie. Była połączona z nurtem rzeki.

Pierwotne założenie zamkowe, ustanowiono na planie prostokąta o wymiarach 49x32x47x31 metrów. Szerokość murów kurtynowych wynosiła średnio 2,4 metra. W północno – wschodnim narożniku znajdowała się ośmioboczna wieża. Miała średnicę 10,5 metra. Grubość ścian wynosiła 3,4 – 3,7 metra a otwór wewnętrzny miał średnicę 3,3 metra. Pełniła wszystkie funkcje średniowiecznej wieży zamkowej. Była stanowiskiem obserwacyjnym i obronnym, miała pomieszczenia mieszkalne i gospodarcze a także miejsce na więzienie. Wysunięta częściowo poza mury umożliwiała prowadzenie aktywnej obrony północnego i wschodniego muru zamku. Podobną funkcję obronną pełniła druga wieża, o wymiarach 8,7x10 m, posadowiona w murze południowym.

Zabudowa wewnętrzna, ewenement wśród zamków kazimierzowskich, miała kształt litery L. Skrzydło zachodnie zajmowało całą długość muru, północne – 4/5 kurtyny. Zabudowania zajmowały 1/3 powierzchni zajmowanej przez zamek i wyznaczały podwójny, militarno – mieszkalny charakter całego założenia.

Budowę inowłodzkiej twierdzy rozpoczęto w pierwszej połowie XIV wieku. Już z przedwojennych badań archeologicznych wynika, że po 1343 roku istniał już prostokątny zarys zamku z wieżą, budynkiem mieszkalnym i gospodarczym. Taką datę wzniesienia inowłodzkiego zamku wyznaczają też najnowsze badania. Wkrótce potem pojawia się on w pisanych źródłach historycznych. Wiadomo z Kroniki Katedralnej Krakowskiej czy Kronik Jana długosza, że powstanie „civitatem et castrum in Inowlodz”, czyli miasta i zamku w Inowłodzu, jest niezmiennie i nierozerwalnie związane z budowlaną działalnością króla, co zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną. Wzniesienie zamku i murów miejskich rozpoczęło najświetniejszy zapewne okres w dziejach miasta Inowłódz. Obraz średniowiecznych obiektów Inowłodza rysuje się jako przemyślany a może i wzorowy układ sprzężony zamku i miasta. Zamek funkcjonował przez parę stuleci, stanowił ważny punkt obronny ziemi łęczyckiej i siedzibę starostwa. Podlegał kilkakrotnym rozbudowom.

Na koniec XIV lub początek XV wieku datowana jest nadbudowa bramy, budowa kolejnej wieży, brukowanie dziedzińca. Na początek wieku XVI – budowa przedbramia, wykończenie wnętrz. Później zamek kilkakrotnie przebudowywano, dostosowując do architektonicznych mód i militarnych wymogów. Pierwsza rozbudowa, w XV wieku, polegała na powiększeniu zabudowy wewnętrznej, kosztem dziedzińca. Budynki mieszkalno – gospodarcze otaczały go już z trzech stron.

Legenda przypisuje zamkowe renowacje królowej Bonie Sworzy, choć dowodów na to nie ma. Wiadomo jednak, że królowa z Włoch w Inowłodzu i okolicach bywała a jej wizytom i zapobiegliwości gospodarskiej przypisuje się do dziś nazwy miejscowe, jak Pasieka czy Ogrody i Obory.

Badana wykazały, że druga przebudowa, z początków XVI wieku, była o wiele znaczniejsza. Podkreślano zdecydowanie rezydencjonalny charakter zamku. Dobudowano wschodnie skrzydło a najistotniejszym zmianom poddano wnętrza części mieszkalnej zachodniego skrzydła. Jak twierdzi autor najrozleglejszych badań przeszłości inowłodzkiego zamku Jerzy Augustyniak, zbudowano tu wówczas piece kaflowe o bogatym wystroju, podłogi wyłożono płytkami ceramicznymi, w okna wstawiono zdobione szyby. XVI- wieczne przebudowy miały głownie na celu polepszenie warunków życia mieszkańców. Znalezione podczas wykopalisk przedmioty z tego okresu świadczą o nieprzeciętnym poziomie wyposażenia wnętrz. Zamek spełniał wymogi stawiane takim budowlom w dobie Renesansu. Ta faza w historii zamku łączona jest z jego ówczesnymi posiadaczami starostwa i kasztelanii inowłodzkiej, bogatym rodem Drzewieckich. Można w związku z tym doszukiwać się analogii z zamkiem w Drzewicy. Czwarta przebudowa, w połowie XVII wieku, była prawdopodobnie dziełem ówczesnego starosty inowłodzkiego Jana Olbrachta Lipskiego i przyniosła architektoniczne elementy wczesnego baroku. Był to niestety kres rozkwitu zamku, a także miasta Inowłódz.

Najpierw zajęty, potem częściowo wysadzony w powietrze i spalony przez wojska szwedzkie w latach 1655 – 1657, zamek inowłodzki popadł w ruinę, ulegając postępującej destrukcji, a od końca XIX wieku także sukcesywnym rozbiórkom, traktowany jak naturalny prawie magazyn gotowego, kamiennego budulca.

Lustracja z 1789 roku podaje o tej budowli: „Zamek, dziś pustynia, na okopie niedaleko rzeki wystawiony, mury jeszcze jego z trzech ścian nieco upadłe, bez pokrycia, dawnej wspaniałości świadki, a teraz gruzów i rozwalin jego ostatki pozostałe...”.W opisach zamkowych ruin z połowy XIX wieku wyczytać można, że widać jeszcze zarysy zamku „w czworobok wystawionego, otoczonego naokoło wodą. Pod nim, co dziś jeszcze można widzieć, były wielkie piwnice...”.

Obecność tych piwnic, w połączeniu z całkiem już nowożytnymi a odkrywanymi przypadkiem do dzisiaj chodnikami kopalni rudy żelaza, biegnącymi z reguły w kierunku wzgórza z kościołem Idziego, dała asumpt do licznych lokalnych podań i fantastycznych historii o podziemnym połączeniu kościoła św. Idziego z zamkiem. (patrz „Wzgórze Idziego”). Po siedmiuset niemal latach od czasu powstania, średniowieczna budowla przeżywa dzisiaj, choćby nawet i w części, swoją drugą młodość. Jest nadzieja, że, choćby i w części, przysporzy dawnej świetności Inowłodzowi!

© Marek Miziak

Zamek – dźwiganie z ruin

Od świetności, przez upadek, do dnia dzisiejszego

Inowłodzki zamek Kazimierza Wielkiego, zbudowany w połowie XIV wieku, zburzony przez Szwedów podczas Potopu, od połowy wieku XVIII praktycznie w ruinie, długo nie budził apetytów archeologów i badaczy. Był natomiast, aż do XX wieku, obiektem żywego zainteresowania wielu pokoleń inowłodzian, którzy traktowali ruiny jak łatwy kamieniołom, wznosząc z tego materiału budynki gospodarcze a nawet domy mieszkalne. Znaczne ilości zamkowego kamienia wywieziono na tzw. Urbanówkę w Zakościele z zamiarem realizacji bliżej nieokreślonej inwestycji. Możliwe, że z tego budulca powstały istniejące do dziś we fragmentach obiekty zakościelskiej fryszerki. Początek dwudziestego stulecia przyniósł dopiero opamiętanie i refleksję, że to przecież zabytek i historia Inowłodza. Oficjalnego rabunku zaprzestano, ale ten nieoficjalny trwał zapewne nadal, sprowadzając, w połowie wieku, zamkowe ruiny do porośniętych trawą pagórków, świetnych zimą do zjeżdżania na sankach, zaś latem – do wypasania owiec.


Badacze ruin, ojcowie pomysłu

Pierwsze badania ruin podjął w 1937 roku Witold Kierzkowski. Stwierdził jedynie, że fundamenty i dolne partie murów znalazł nietknięte. Kolejne archeologiczno – architektoniczne „podejście” do inowłodzkiego zamku nastąpiło w roku 1949 z inicjatywy Bohdana Guerqiuna, jednego z najlepszych znawców średniowiecznej architektury obronnej w Polsce, i było jednym z pierwszych po wojnie badań obiektów architektury militarnej. Do istotniejszych efektów tych badań zaliczyć można stwierdzenie, że zamek stanął „na surowym korzeniu”, czyli że wcześniej nie było tu innych budowli. Studium Marii i Ryszarda Brykowskich, z 1964 roku, jest próbą określenia pozycji zamku w terenie i jego układu przestrzennego. W latach 1973 – 75 badali zamek archeolodzy warszawscy, pod kierunkiem Włodzimierza Pieli. Ich zadaniem było zbadanie stanu pozostałości zamku, pod kątem trwałego zabezpieczenia ruiny i udostępnienia w takiej formie do zwiedzania. Sprecyzowano wówczas wymiary założenia zamkowego a spory „urobek” archeologiczny zdeponowano w muzeum w Tomaszowie Mazowieckim.

Administracyjne zawirowania w kraju w roku 1975 przerwały na jakiś czas eksplorację ruin zamku inowłodzkiego, ale w czerwcu 1977 roku wznowiono je pod kierunkiem łódzkiego archeologa Jerzego Augustyniaka i przy konsultacji Jarosława Widawskiego z Instytutu Historii Architektury i Sztuki Politechniki Warszawskiej. Te badania, trwające do 1985 roku, były najwnikliwsze i przyniosły obfity dorobek naukowy, zebrany w wydanej w 1992 roku książce J. Augustyniaka pt. Zamek w Inowłodzu.

Wyniki tych niewątpliwie najszerszych badań archeologicznych, prowadzonych nie tylko na terenie ruin zamkowych, ale też dawnego miasta Inowłódz sumowano już w maju 1980 roku, podczas dwudniowej konferencji naukowej, po której została publikacja „Problemy badawcze średniowiecznego Inowłodza”. Wśród autorów i redaktorów tomu byli wspomniani już Jarosław Widawski, Jerzy Augustyniak i Zygmunt Błaszczyk, obecny konserwator zabytków, wciąż mający pod opieką m. in. inowłodzki zamek.

W połowie lat 80 – tych, przy udziale inowłodzkich rzemieślników, m. in. mistrza murarskiego Tadeusza Dutkiewicza, zabezpieczono odkryte wtedy fragmenty murów zamkowych, przekształconych w tzw. trwałą ruinę. To w tym właśnie czasie zaświtał pomysł częściowej odbudowy ruin. Chodziło zwłaszcza o nieznaczne podniesienie murów, by uwypuklić zarys architektoniczny, i o rekonstrukcję wieży zamkowej, której fundamenty odsłonięto. Naukowcy proponowali umieścić w tej budowli ekspozycję rozproszonych do dziś po okolicznych muzealnych magazynach wydobytych podczas kolejnych badań zamku artefaktów. Ówcześni gospodarze Inowłodza i gminy mieli jednak na głowie zupełnie inne rzeczy i sprawy. Nie pokusili się o wykorzystanie tego, co już zrobiono i „trwała ruina” zaczęła się na nowo przeistaczać w ruinę zwyczajną, porastając od nowa zielskiem i chaszczami, w zabytek, o którym zapomniano, mimo, że już wtedy strategie rozwoju gminy opierano o turystykę.

Wrzesień, listopad 2003 r.

Czas inkubacji, czas dojrzewania

Lepszy czas dla ruin inowłodzkiego zamku nastał w 2003 roku. Przy okazji prowadzonych wówczas wokół zamku prac porządkowych, mających na celu ponowne wyeksponowanie pozostałości zabytkowej budowli, powrócił zarzucony dwadzieścia lat wcześniej pomysł częściowej rekonstrukcji zamkowych założeń.

Odsłonięto je podczas wykopalisk w latach 1973 – 1975 oraz 1977 – 1979. Zabezpieczono jako tzw. trwałą ruinę w 1985 roku, udostępniając do zwiedzania w takiej właśnie postaci. Przez lata ruina ponownie zarosła chaszczami i stała się zabytkiem zapomnianym. Teraz ponownie ją odsłonięto, uporządkowano otoczenie, postawiono tablicę informacyjną. Powstało drewniane ogrodzenie obiektu, miejsce parkingowe i mała architektura dla potrzeb odwiedzających to miejsce turystów. Odkurzono też przy okazji, z pomocą konserwatora zabytków, projekt rekonstrukcji wieży.

Wieża, której pozostałości odkryto w północno – wschodniej części założenia zamkowego, była ośmioboczna, miała średnicę 10,5 metra. Grubość ścian wynosiła 3,4 – 3,7 metra a otwór wewnętrzny średnicę 3,3 metra. Zakładano wtedy, snując plany, że ponieważ budowla nie ma już od wieków znaczenia obronnego, rekonstrukcja nie musiałaby być tak potężna, za to bardziej dostosowana do nowego zadania związanego z ekspozycją archeologicznych znalezisk.

 Unia odbuduje zamek?

 Wielu podchodziło do tego zamiaru sceptycznie, nie bardzo wierząc w jego powodzenie. Okazuje się jednak, że pomysł nabiera realnych kształtów a gmina zamierza ubiegać się o unijne środki na jego realizację.

Wieża inowłodzkiego zamczyska ma swoje odpowiedniki w średniowiecznej architekturze obronnej. Podobne budowle, znacznie jednak lepiej zachowane niż inowłodzka, można oglądać np. w Rawie Mazowieckiej czy Bolesławcu. Czy ta w Inowłodzu odzyska dawne kształty i nowe przeznaczenie? – zastanawiali się inowłodzianin.

Ówczesny wójt inowłodzki, Cezary Krawczyk, był zdania, że to pomysł całkiem realny. Podstawą do takiego twierdzenia był opracowany centralnie Program Operacyjny Rozwoju Regionalnego na lata 2004 – 2006. Miał on ułatwić samorządom dostęp do unijnych funduszy strukturalnych. Jednym z programów finansowanych z tych pieniędzy jest ratowanie tzw. dziedzictwa kulturowego. Inowłodzki zamek jak najbardziej do niego należy.

Odbyło się wtedy w tej sprawie kilka spotkań łódzkich archeologów i historyków, prof. Henryka Jaworowskiego, dr Jerzego Augustyniaka, konserwatora zabytków Zygmunta Błaszczyka, którzy zaakceptowali pomysł i są skłonni uczestniczyć w jego realizacji. Trudno, by stało się inaczej, skoro wracali do własnego pomysłu sprzed dwóch dekad. Na szczęście zachowały się przygotowane przed laty dokumenty, które można by było wykorzystać. Ożywiania ruin nie zamierzano odkładać się na bliżej nieokreśloną przyszłość. Autorzy dali sobie miesiąc na sprecyzowanie pomysłu i oszacowanie wstępne kosztów. Wójt przypuszczał, że mogą sięgnąć 3 – 3,5 mln złotych. Pomoc środków unijnych mogła w tym przypadku sięgnąć nawet 75% poniesionych nakładów.

Jakie były te plany z 2003 roku? W pierwszej fazie zamierzono odbudowę wieży, by spełniała funkcję punktu widokowego a także stała się miejscem ekspozycji znalezisk archeologicznych, spoczywających w muzealnych magazynach. Dalsze etapy to zrekonstruowanie pomieszczeń dla instytucji kulturalnych – biblioteki, Gminnego Ośrodka Kultury, informacji turystycznej a nawet kameralnej sali widowiskowej. Zamierzano zadbać o otoczenie budowli, parkingi i inne udogodnienia dla turystów. Jeśli unijna komisja rozpatrzyłaby inowłodzki wniosek pozytywnie, na rozpoczęcie prac nie trzeba by było długo czekać. Ich ostateczny efekt z pewnością wpłynąłby dodatnio na atrakcyjność turystyczną Inowłodza, stanowiącego od niedawna jedno z ogniw Romańskiego Szlaku Piastowskiego.

Długa droga daleka…

„W konkluzji chcę stwierdzić – mówił podczas konferencji na temat średniowiecznego Inowłodza w 1980 roku jeden z badaczy – historyków Jarosław Widawski – że obraz średniowiecznych obiektów Inowłodza rysuje się jako przemyślany a może i wzorowy układ sprzężony zamku i miasta. Zamek funkcjonował przez parę stuleci, podlegał rozbudowom, stanowił ważny punkt obronny ziemi łęczyckiej i siedzibę starostwa. Świetność minęła, przyszły dla zamku czasy złe. W lustracji z 1765 roku można przeczytać o tej budowli: „Zamek, niegdyś królów rezydencja, teraz pustynia, z trzech stron murów nie masz, jedną tylko stroną mur zarysowany, tylko w nim jeden sklepik i to nie przykryty, tylko na nim rudera leżą…”. A w lustracji z 1789 roku: „Zamek. – Niegdyś, podług obmowy dawnych lustracyj, królów rezydencją być miany, dziś pustynia, na okopie niedaleko rzeki Pilicy wystawiony, mury jeszcze jego z trzech ścian nieco tylko opadłe, bez pokrycia, dawnej wspaniałości świadki, a teraz gruzów i rozwalin jego ostatki pozostałe...” – Odsłonięte pokaźne jeszcze „rozwalin ostatki” nie muszą być tylko „dawnej wspaniałości świadkami”, lecz przy odpowiednim zabezpieczeniu i uczytelnieniu, i przy odpowiednim zagospodarowaniu otoczenia mogą stać się wcale atrakcyjnym zabytkiem i miejscem zwiedzania. Ruiny zamku wraz z romańskim kościołem św. Idziego czynią z Inowłodza ważny punkt na mapie średniowiecznych zabytków regionu – twierdził Widawski ćwierć wieku wcześniej, sugerując kierunek przyszłych działań.

To, co w Inowłodzu jest, historyczne zasoby i program rozwoju gminy dają podstawę do składania wniosków do Ministerstwa Kultury o dotacje w celu rewitalizacji, rekonstrukcji, renowacji ruin, opracowanie planów, kosztorysów i całej dokumentacji kosztorysowo – projektowej, która docelowo miałaby umożliwić adaptację obiektu na cele kulturalne i turystyczne. Czy nadszedł wreszcie czas realizacji marzeń historyków, archeologów i mieszkańców niegdysiejszego kazimierzowskiego grodu?

W lutym 2005 roku wizytował Inowłódz wiceminister kultury i główny konserwator zabytków w naszym kraju Ryszard Mikliński. Oglądał inowłodzkie zabytki w towarzystwie obeznanego z miejscowymi realiami przedstawiciela wojewódzkiego konserwatora zabytków Zygmunta Błaszczyka z Piotrkowa Trybunalskiego, obecny był zajmujący się tematem prof. Jaworski z Uniwersytetu Łódzkiego. Wszyscy byli zgodni, że zamiar władz inowłodzkiej gminy wart jest ze wszech miar poparcia. Wpisuje się całkowicie w popularną w Unii opcję ratowania dziedzictwa kulturalnego we wszelkich jego przejawach.

Jak stwierdzili fachowcy, na terenie inowłodzkiego zamku można i należy podnieść o 1 – 2 metry ruiny murów, dla lepszego zobrazowania idei obronnego założenia, można odbudować wybrane bryły zabudowań jak wieża obronna czy pomieszczenia mieszkalne, czyniąc niektóre z nich użytkowymi. Mogą tu powstać pomieszczenia dla Gminnego Ośrodka Kultury, biblioteki gminnej, sali widowiskowej i wystawienniczej, dla ekspozycji efektów zamkowych wykopalisk. Wstępne przymiarki przewidują uzyskanie 1 tys. m. kw. powierzchni użytkowej. Jest więc o co walczyć, zważywszy, że jest szansa na uzyskanie na ten cel pozabudżetowych pieniędzy. Pomijając finansowe aspekty byłby to ewenement na skalę krajową a nawet europejską: odbudowa i przywrócenie funkcjonalności ruin! Rewitalizuje się, ale zabytki w lepszym stanie niż ruiny inowłodzkiego zamku. Opinia ta nie dyskwalifikuje jednak przedsięwzięcia popartego zwartym programem perspektywicznego rozwoju gminy. A w Inowłodzu tak właśnie jest.

Podjęto więc próbę wykorzystania szansy i zaraz na początku natknęła się ona na niespodziewana barierę. Okazało się, że zamek inowłodzki, chyba od wieków traktowany jako własność miejscowej społeczności a więc i gminy, do gminy nie należy. Jest własnością Skarbu Państwa i gminie nic do niego. Musiała wystąpić z wnioskiem o komunalizację historycznego majątku. Stąd m. in. roczna zwłoka we wszelkich zamkowych poczynaniach. Proces komunalizacji zamku dobiegł końca w połowie 2005 roku a gmina, na podstawie bieżących opinii, mogła złożyć wniosek o pieniądze. Zakładano na ten rok 130 tys. złotych na badania archeologiczne, wykonanie dokumentacji i projektów odbudowy. Z kasy gminy było na ten cel 30 tys. złotych. W wieloletnim planie inwestycyjnym gminy zapisano, że na to przedsięwzięcie w roku 2006 będzie 400 tys. złotych, 100 tys. z kasy gminy i 300 tys. zł z zewnątrz. Ogółem miało być na to 130 tys. zł z zasobów gminnych i 400 tys. z dotacji.

Gmina zebrała skrzętnie opinie naukowców dotyczące zasadności przedsięwzięcia. Ci sami eksperci twierdzili jednocześnie, że jeśli nie podejmie się działań ratujących pozostałości inowłodzkiego zamku, czas szybko i bezpowrotnie zrówna je z ziemią i usunie w niepamięć.

Nikt wtedy nie przypuszczał, że poczynione założenia w przewidywanym czasie nie do końca się sprawdzą, a nowe będą całkiem odmienne. Pieniądze też będą inne.

©Marek Miziak

Zamek_01 Zamek_02 Zamek_03

  

Czerwiec 2006 roku

rys_zamek-1 rys_zamek-2

Zamek nabiera (papierowych) kształtów...

W połowie 2006 roku były to ciągle jeszcze kształty tylko w teorii i na papierze. Ale sukcesywnie i systematycznie rosła w tej formie przyszła bryła kazimierzowskiego zamku w Inowłodzu, a dokładniej mówiąc – jego pozostałości. Daleko jej będzie od założeń z XIV wieku.

Z badań wynika, że po 1343 roku istniał prostokątny zarys zamku z wieżą, budynkiem mieszkalnym i gospodarczym. Na koniec XIV lub początek XV wieku datowana jest nadbudowa bramy, budowa kolejnej wieży, brukowanie dziedzińca. Na początek wieku XVI – budowa przedbramia, wykończenie wnętrz. Później zamek kilkakrotnie przebudowywano, dostosowując do architektonicznych mód i militarnych wymogów.

Doprowadzenie ruin do stanu użytkowości nie zakładało kompletnej rekonstrukcji przypomnianej wyżej formy twierdzy. Plan zakładał odbudowę tzw. przyziemia, najlepiej zachowanej części zamku. Byłoby to i tak kilkaset (800 – 1000) metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. Niemal wszyscy, od mieszkańców i gospodarzy gminy, po konserwatora zabytków oraz ministra kultury i dziedzictwa narodowego zgadzali się, że to, co w Inowłodzu pozostało z narodowej kultury warte jest zachowania i szerokiego udostępnienia.

Były oczywiście głosy, że zamiast przeznaczać pieniądze na „wskrzeszanie wielowiekowego nieboszczyka” należałoby je skierować np. na drogi w gminie. Ale to, wg unijnych standardów, „całkiem inna bajka”. Pieniędzy na drogi, kanalizację czy oczyszczalnię ścieków trzeba szukać w zupełnie innym kuferku. Ten od dziedzictwa narodowego właśnie się otworzył, więc grzechem byłoby nie brać. Choć drugim grzechem byłoby nie pukać do innych kuferków. Ale to sprawa gospodarzy gminy.

Podczas wykopalisk i prac archeologicznych prowadzonych do tej pory na terenie zamku odkryto liczne zabytki, przedmioty, fragmenty ceramiki. Nie ma ich niestety na miejscu odkrycia. Trafiły do magazynów muzealnych, m.in. muzeum w Łodzi, Opocznie, Tomaszowie. Ich dokładny spis zawarł we wspomnianej wyżej, wydanej w 1992 roku przez muzeum w Łodzi i podsumowującej wielokrotnie podejmowane wykopaliska książce dr Jerzy Augustyniak, znawca problematyki historii Inowłodza. Jest tam m.in. ceramika, kafle, figurki szachowe, szkoło, naczynia miedziane, moździerz, zegar podróżny, świecznik, puginał, klucze i kłódki, fragmenty i okucia ksiąg, świadczące o istnieniu zamkowej biblioteki i wiele innych ruchomych artefaktów. Zaświtała nadzieja, że powrócą tam, gdzie je znaleziono.

Za zdobyte do tamtej chwili pieniądze naukowcy z Politechniki Łódzkiej, dr Jan Kozicki i dr Maciej Kędracki, przeprowadzili badania stanu murów i spoin, otaczających zamek gruntów. Wyszło z nich np., że inowłodzki piaskowiec, z którego powstało wiele budowli, m.in. kościółek św. Idziego, mury miejskie i mury zamkowe a także wiele zwykłych budynków użytkowych, charakteryzuje się wysokimi parametrami budowlanymi. Jest niepodatny na utlenianie, mało nasiąkliwy. Trudno będzie taki znaleźć do odbudowy. 60-letni i starsi inowłodzianie pamiętają wprawdzie istniejące i funkcjonujące w pobliżu kościółka kamieniołomy, ale trudno chyba będzie do nich wrócić. Chyba, że uruchomione na nowo, za to w starej formie, stanowiłyby dodatkową atrakcję turystyczną.

W czerwcu 2006 roku prawie gotowy był projekt techniczny rekonstrukcji. Wprowadzano ostatnie korekty, jak ta związana z ogrzewaniem. Przewidywano najpierw, że będzie olejowe, ale rury kominowe pasowałyby do zamku jak pięść do oka, więc poszukano innych rozwiązań, np. w postaci pomp cieplnych. Projekt powstawał w łódzkiej Pracowni Architektury „ARX”, pod kierunkiem prof. dr Henryka Jaworowskiego i dr Tomasza Jaworowskiego. Swego czasu zabezpieczali oni zamek jako tzw. trwałą ruinę, mają doświadczenie w takich przedsięwzięciach. Projekt zakładał odbudowę wieży obronnej, choć już w nieobronnej formie za to z platformą widokową, miejsce na salę widowiskową, bibliotekę, klub kultury i tym podobne instytucje gminne, funkcjonujące w wynajmowanych pomieszczeniach, przysparzając tym gminie kosztów.

Kwiecień 2007 roku

 zamek_2007-01 zamek_2007-02

zamek_2007-03 zamek_2007-04

Inżynieria finansowa, inżynieria budowlana

W 2006 roku minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego dał ostatecznie na inowłodzki zamek 90 tys. złotych. Gmina dołożyła 30 tys. zł. Teraz, w roku 2007, ministerstwo wyłożyło kolejne 200 tys. zł. Przywrócenie ruiny do życia stawało się coraz realniejsze. Odsłonięte w tym celu fragmenty zamkowych piwnic i skrytych pod ziemią murów pozwoliły stwierdzić ich na tyle dobry stan, że możliwa stała się ich rekonstrukcja i współczesne wykorzystanie.

Doprowadzenie ruin do stanu używalności nie zakładało kompletnej rekonstrukcji twierdzy. W grę wchodziła odbudowa tzw. przyziemia, najlepiej zachowanej części zamku. Projekt objął m.in. odbudowę wieży obronnej, choć już w nieobronnej formie za to z platformą widokową, miejsce na salę widowiskową, bibliotekę, klub kultury i tym podobne instytucje gminne, które teraz funkcjonują w wynajmowanych pomieszczeniach, przysparzając gminie kosztów. Znalazły się w nim takie ciekawostki jak ogrzewanie obiektu wykorzystujące ciepło geotermalne, oświetlenie z zastosowaniem systemu zwierciadeł i soczewek przenoszących światło słoneczne. Na zewnątrz będzie to nadal tzw. trwała ruina, ale z podniesionymi nieco murami, odtworzonymi najciekawszymi elementami architektury. Wobec braku możliwości pozyskania oryginalnego budulca, inowłodzkiego rudego piaskowca, szukano zastępczego. Znaleziono m. in. w kamieniołomie w Radkowie w Kotlinie Kłodzkiej!

Zakładany koszt realizacji przedsięwzięcia określono na 6mln 809 tys. 822 złote! Z ministerstwa będzie (tak przypuszczano, skoro była pierwsza transza) – 6. 128. 839 zł. Z gminnej kasy trzeba by dołożyć 680 983 złote. Projektowane finansowanie przedsięwzięcia obejmowało lata 2007 – 2011. Tymczasem było do wykorzystania 200 tys. złotych. Pierwsze roboty na inowłodzkim zamku zamierzano zacząć poczynając od południowej strony i od likwidacji roślinności, usuwania gruzu, odsłaniania, dezynfekcji i zabezpieczania murów, przygotowań do prac budowlanych i rekonstrukcyjnych. Nie przypuszczano nawet, że rozpocząć będzie trudno, z powodu, którego nikt się nie spodziewał!

„Budowniczego ruin” brak!

W czerwcu 2008 roku nie doszedł do skutku czwarty już przetarg na częściową rekonstrukcje ruin zamku kazimierzowskiego w Inowłodzu. A roboty przy odbudowie ruin miały się rozpocząć już ponad rok temu. Trudno znaleźć chętnego do budowania średniowiecznym sposobem, z równie archaicznych materiałów. Choćby nawet budować było za co.

Jak pamiętamy, w 2006 Ministerstwo Kultury i gmina złożyły się na projekt rekonstrukcji. W następnym roku przyszło z ministerstwa 200 tys. zł, na dobry początek. W 2007 roku odbyły się dwa przetargi na realizację pierwszej fazy projektu. W 2008 - dwa następne. Wszyscy potencjalni wykonawcy proponowali ceny znacznie przekraczające kwotę 230 tys. zł, pieniędzy z ministerstwa i gminnej kasy. Gmina obstawała przy swoim zakresie robót, choć już po drugim przetargu widać było, że za te pieniądze nie ma szans na realizację. – Gdybyśmy odstąpili od planowanego zakresu, powstałyby, co najwyżej fundamenty wieży zamkowej a nie jej pierwsza kondygnacja – twierdziła odpowiedzialna w gminie za przetargi Janina Kamińska. – I efekt byłby żaden.

A przecież plany były zupełnie inne. Obiekt miałby być w przyszłości perełką kultury na europejską skalę, zbudowaną za prawie 7 mln złotych. Za te pieniądze miał powstać niespotykany nawet w Europie gminny ośrodek kultury, w zrekonstruowanych, średniowiecznych murach, z muzeum, tarasem widokowym na obronnej wieży itd. Tymczasem nie ma chętnych na realizację pierwszego etapu. Brak wykonawcy, który chciałby się bawić w średniowieczne technologie za współczesne pieniądze.

     Wobec takiego dictum acerbum gmina zdecydowała, że piątego przetargu już nie będzie. Nie starczyłoby czasu, bo pieniądze należało rozliczyć do końca września. Drugiej prolongaty terminu przez ministerstwo trudno się było spodziewać. Rozpoczęły się poszukiwania wykonawcy z tzw. wolnej ręki, bo cztery przetargi wykazały, że tego co zaplanowano za posiadane pieniądze zrobić się nie da przy zastosowaniu zalecanych w projekcie materiałów, specjalnych zapraw, technologii itp. Odstąpienie od tych zaleceń na rzecz substytutów nie wchodziło w grę, bo byłaby to już zupełnie inna bajka o zamku...

Lipiec 2008 roku

Rusza odbudowa zamku

Po wielu perypetiach związanych ze znalezieniem wykonawcy trudnego i niestandardowego przedsięwzięcia, czterech nieudanych przetargach, w drodze zlecenia z tzw. wolnej ręki znaleziono budowniczego. To tomaszowska firma - Zakład Usług Budowlanych Janusza Kacperka i Jerzego Lechowskiego. Podjęła się wykonania określonego zakresu robót, skoncentrowanego na początku przy częściowej odbudowie zamkowej wieży. Pod koniec lipca 2008 roku przedstawiciel firmy przejmował od gospodarzy plac budowy, dokonując niezbędnych uzgodnień technicznych. Kilka dni później rozpoczęły się przygotowania do prac budowlanych. Ponieważ trwał sezon turystyczny, trzeba było umiejętnie wygrodzić plac budowy. Na początek był materiał, słynny, rudy, inowłodzki piaskowiec, odzyskany podczas dotychczasowych prac wykopaliskowych. Po wielu perypetiach, które zapewne nie śniły się nawet czternastowiecznym budowniczym, wójt mógł powiedzieć do szefa robót: dźwigniesz tu zamek kamienny, no, może na początek – zamkową wieżę!

 zamek_2008-01 zamek_2008-02

zamek_2008-03 zamek_2008-04

©Marek Miziak

Sierpień 2008

Dźwigają w niebo zamkową wieżę!

Podnosi się z ruin wieża inowłodzkiego zamku kazimierzowskiego. Na placu budowy zagościła na dobre tomaszowska firma - Zakład Usług Budowlanych Janusza Kacperka i Jerzego Lechowskiego, która podjęła się niełatwego i nietypowego zadania – częściowej rekonstrukcji zamkowych ruin. Roboty koncentrują się na początku przy odbudowie zamkowej wieży.

Pracownicy firmy zaczęli od ponownego odgruzowania fundamentów tej części budowli. Zrobiono to już kiedyś, w latach 70., gdy po badaniach archeologicznych resztki zamku zamieniono w tzw. trwałą ruinę. Teraz stan ten ma się zmienić. Trwała ruina, przynajmniej częściowo, zostanie dźwignięta do wyższego poziomu. Gmina zdobyła do tej pory pieniądze na dokumentację rekonstrukcji i pierwsze prace. Musi tymczasem wystarczyć 230 tys. zł. Jest jednak szansa na dalsze pieniądze, za które powstać ma niezwykłe centrum kultury.

Tymczasem z przyziemia wieży wydobyto – niestety, nie skarby – zwały śmieci, które zdążyły się tu nagromadzić. Mimo wszystko tym etapem prac zechcą się zapewne zainteresować historycy i archeologowie. Naukowcy będą też oczywiście czuwać nad całością odbiegającej zdecydowanie od dzisiejszych standardów budowlanych inwestycji.

Postępowi prac przyglądają się zza płotu turyści, którym zostawiono ograniczony dostęp do ruin. Szkoda, że nie została wykorzystana okazja do darmowej niemal promocji Inowłodza i jego zabytków. Aż się prosiło na inaugurację odbudowy widowisko z powołanym przed chwilą bractwem rycerskim inowłodzkiego zamku, królem Kazimierzem (udawanym) i wojewodą (prawdziwym?), certyfikatem budowniczego ruin czy nawet inowłodzkim, pamiątkowym grosikiem o nominale 1 Hermana na przykład. W pełni sezonu byłaby to całkiem niezła atrakcja i reklama. Atrakcji nie było, ale pomysł na przyszłość zostaje!

Kamienne koło historii

Latem 2008 roku z dnia na dzień coraz wyraźniej rysuje się zarys ośmiobocznej wieży inowłodzkiego zamku kazimierzowskiego. Odwiedzający wciąż to miejsce turyści a także sami mieszkańcy Inowłodza mają niepowtarzalną okazję oglądania „średniowiecznej warowni w budowie”. Na początku, jak mówił Jerzy Lechowski, najważniejsze było nie budowanie a budulec! Trochę charakterystycznego rudego, inowłodzkiego piaskowca odzyskano przy pracach wykopaliskowych, ale było go mało, nawet na początek. Na szczęście powiodła się akcja, nie tyle pozyskiwania, co odzyskiwania zamkowego kamienia, który przechował się w murach okolicznych budynków i zabudowań gospodarczych. Od dawna już nie użytkowane i popadające w ruinę stodoły czy obory są źródłem budulca na zamkową wieżę. Koło historii wykonało w tym przypadku pełny obrót.

Bardzo zadowolony jest z tego obrotu sprawy dr Jerzy Augustyniak, łódzki archeolog „odkrywający” już od trzydziestu lat inowłodzkie zamczysko, a teraz nadzorujący jego częściową rekonstrukcję. Budowniczym udało się zgromadzić sporo ponad 100 m sześc. kamienia z rozbiórek i pokryło to pierwsze potrzeby. Trochę znajdzie się jeszcze przy odkopywaniu pomieszczeń w przyziemiu zamkowym, ale, zdaniem archeologa, nie wystarczy tego na zaplanowane przedsięwzięcie. Błąka się i powraca temat ponownego uruchomienia kamieniołomu w Inowłodzu, z którego pochodził budulec na kościółek św. Idziego, zamek, miejskie mury i inne inowłodzkie budowle. Jeszcze w latach 60. XX wieku kamieniołom działał. Wydobywany tu rudy piaskowiec charakteryzuje się unikatowymi właściwościami, trwałością, odpornością na wodę i wpływy atmosferyczne, na co najlepszym dowodem są inowłodzkie budowle historyczne i te bardziej współczesne.

We wrześniu 2008 roku zamkowa wieża zaczęła wystawać nad poziom gruntu. Przebrnięto przez trudny technicznie fundament i postępy prac są bardziej i szybciej zauważalne. Ekipa budowlana ma na wyciągnięcie ręki wzorzec w postaci odsłoniętych oryginalnych zamkowych murów i równie oryginalny, zabrany stąd kiedyś budulec kamienny. Praktycznie tylko od aury zależy, jak wysoko uda się podciągnąć mury baszty. No i od pieniędzy na rekonstrukcję. Trwała ruina, przynajmniej częściowo, ma być dźwignięta do wyższego poziomu. Gmina zdobyła do tej pory pieniądze za dokumentację rekonstrukcji i pierwsze prace. Wszyscy karmią się nadzieją na dalsze pieniądze, za które powstać ma niezwykłe centrum kultury. Ale to już kwestia nie setek tysięcy, lecz milionów złotych. Jerzy Augustyniak, odwiedzający budowę, jest zadowolony, że rekonstrukcja ruszyła. Po prostu szkoda będzie ją przerwać już na początku. Z nadzieją popatruje na wznoszoną wieżę niedawno powstałe inowłodzkie bractwo rycerskie, które wiąże z zamkiem swoje plany.

Zamek_2008_05 Zamek_2008_07

 Zamek_2008_06 Zamek_2008_08

 Zamek_2008_09 Zamek_2008_10 Zamek_2008_11

Listopad 2008

Zamkowa wieża wciąż rośnie. Wraz z postępem prac i widocznym coraz wyraźniej kształtem zamkowej wieży rośnie też zainteresowanie niezwykłą inowłodzką inwestycją. Choć osiągnęła dopiero poziom zerowy, rekonstruowana średniowieczna wieża zamku ukazuje już coraz wyraźniej przyszłe kształty i obronny charakter, choć od ziemi liczy dopiero cztery metry wysokości. Osiągnęła poziom zerowy, którym jest poziom zamkowego dziedzińca. Z niego będzie wejście do wieży. Trwa właśnie „zalewanie” pierwszego z trzech zaplanowanych stropów budowli. Na najwyższym, na wysokości ok. 11 metrów, tam, gdzie pełnili stróżę średniowieczni woje, będzie teraz platforma widokowa.

Na placu niecodziennej budowy pracuje 7- osobowa brygada tomaszowskiej firmy, która podjęła się w końcu, po kilku przetargowych „podejściach”, nietypowego zadania. Dzisiaj można już powiedzieć, co jest najtrudniejsze na tym „średniowiecznym” placu budowy. – Najtrudniejsze jest to – mówi Lechowski, że to właściwie praca modelarska a nie budowlana. Nie ma tu szablonu, który dałoby się przyłożyć i powielać. Np. każdy z ośmiu boków wieży ma...inną długość. To różnice kilku -, kilkunastocentymetrowe, ale są. Najwyraźniej w XIV wieku nie przykładano aż takiej wagi do idealnych wymiarów. No i nie da się tu „podgonić” z robotą. Akordu nie da się zastosować. Oczywiście, pomaga nam dzisiejsza technika, ale i ona musi być wzięta w średniowieczne karby. Nie może wystawać poza lico muru. Swoje wymogi nałożyli projektanci odbudowy, naukowcy a my musimy się do nich dostosować. Z zewnątrz nie będzie widać np., że wykonywany właśnie strop wieży zrobiony jest ze zbrojonego betonu. Ale przy nietypowym szalunku trzeba się było sporo namęczyć. Ciesiołka powstaje pod kierunkiem Zygmunta Serwy, cieśli znalezionego w Studziannie. – To już chyba jeden z ostatnich takich fachowców – mówi kierownik. – Dobrze, że zgodził się nam pomagać. Tu każdą deseczkę trzeba przyciąć pod wymiar, umieścić na miejscu. On to potrafi. Jest się od kogo uczyć.

Zbrojenie stropu wreszcie gotowe. Czeka na dostawę betonu z inowłodzkiej wytwórni. Trudno powiedzieć, czy na tym zakończy się w tym roku rekonstrukcja budowli. – Wszystko będzie zależało od pogody. Dopóki nie nadejdzie sroga zima, będziemy budowali. Później trzeba będzie zabezpieczyć obecny stan i czekać wiosny – zapowiada Lechowski. Roboty zostaną wznowione, byleby wystarczyło budulca i...pieniędzy.

Zamek_2008_12 Zamek_2008_13 Zamek_2008_14

Zamek_2008_16 Zamek_2008_15 Zamek_2008_17 

Marzec 2009 r.

Stało się! Wieża stanęła w połowie!

Gdyby król Kazimierz dowiedział się, że budowa inowłodzkiego zamku stanęła w połowie wieży, skróciłby pewnie o głowę kasztelana i inwestycja nabrałaby odpowiedniego tempa. Dziś takiego rozwiązania zastosować się nie da. Nie ma pieniędzy – budowa stoi!

A zewnętrznych pieniędzy na budowę inowłodzkiego zamku nie ma. Wniosek złożony do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie uzyskał akceptacji. Gmina Inowłódz została z 200 tys. złotych, które wyłuskała na kontynuację odbudowy z własnej kieszeni, jako swój wkład do ogólnej puli. Liczyła na dotację, ale nie dostała. Co będzie dalej z kontynuowaną w XXI wieku średniowieczną budowlą? Na placu budowy padło pytanie bez odpowiedzi.

Obiekt miałby być w przyszłości perełką kultury na europejską skalę. Pierwsze, skromne plany z biegiem czasu rozrosły się do wartości prawie 7 mln złotych, ale za te pieniądze zaplanowano niespotykany nawet w Europie gminny ośrodek kultury w zrekonstruowanych, średniowiecznych murach, z muzeum, tarasem widokowym na obronnej wieży.

Gmina zdobyła na to przedsięwzięcie pierwsze pieniądze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Starczyło na dokumentacje i połowę wieży zamkowej. Radni zapisali w budżecie na 2009 rok 200 tys. złotych, jajko własny wkład na kontynuacje budowy. Liczyli, że ministerstwo nie zostawi po macoszemu swojego dziedzictwa. Zostawiło, wychodząc pewnie z założenia, że w dobie światowego kryzysu finansowego nie czas na inwestowanie w ruiny. Mimo, że inowłodzka ruina jest specyficzna.

Dotychczasowe dokonania tomaszowskiej firmy na kazimierzowskich ruinach wychwalali wszyscy. Jakość wykonanych prac satysfakcjonowała zarówno projektantów odbudowy, jak i naukowców sprawujących archeologiczny nadzór nad odbudową inowłodzkiego zamku. Trzeba teraz było, by ta rozpoczęta rekonstrukcja nie utknęła w połowie. Z poziomu, który osiągnęli do tej pory budowniczowie widać już, jak piękna będzie panorama tej części doliny Pilicy, oglądana z tarasu widokowego na szczycie wieży.

W marcu 2009 roku weszliśmy tam „nielegalnie”. To, co zbudowano, nie mogło być, ze względów bezpieczeństwa, udostępnione turystom. Według założeń projektantów i przekazów historycznych wieży ma być drugie tyle. Drugie tyle obecnych widoków!

Gmina zebrała wszystkich „budowniczych” inowłodzkiego zamku. Przedstawiła realia, zwłaszcza finansowe. Trzeba było podjąć decyzję o dalszych losach projektu. Czy 200 tys. złotych z budżetu gminy przeznaczyć na kontynuowanie budowy z nadzieją, że ktoś dołoży, czy zabezpieczyć to, co zrobione?

Zamek_2009_01 Zamek_2009_05 Zamek_2009_02

Zamek_2009_06 Zamek_2009_03 Zamek_2009_04

 

Trzeci strop

Przez ponad pół roku podejmowano różne próby znalezienia środków na kontynuowanie budowy. W końcu uznano, że trzeba zbudować tyle, ile się uda. Z bilansu wynikało, że uda się położyć ostatni strop i zamknąć tym samym wieżę swego rodzaju betonowym dachem. Dobre i to, bo zabezpieczał on cały obiekt przed wszelkimi opadami. Złe, bo surowy stan osiągnięty na finiszu wykluczał udostępnienie wieży dla zwiedzających, choćby w charakterze widowiskowego tarasu. Stało się to w lutym 2010 roku. Roboty zakończono i tomaszowska ekipa, która przetarła rekonstrukcyjne szlaki, zeszła z placu. Zamknął się kolejny zamkowy rozdział, choć nie do końca, bo gmina Inowłódz nie zaprzestała starań zmierzających do realizacji ambitnego zamierzenia w postaci najbardziej nietypowego na całą okolicę centrum kultury w średniowiecznym zamku.

 Zamek_2009_07 Zamek_2009_08 Zamek_2009_09

Zamek_2009_10 Zamek_2009_11

Zamek_2009_12 Zamek_2009_13

Zamek_2009_14 Zamek_2009_15 Zamek_2009_16

Zamek_2009_17 Zamek_2009_18

©Marek Miziak

Maj 2010 r

Ciułając gminny grosz do grosza i kwestując, gdzie się dało, zrealizowano do początku 2010 roku w Inowłodzu ułamek projektu częściowej rekonstrukcji kazimierzowskiego zamku. Stanęła w stanie surowym wieża zamkowa. Próbowano właśnie w gminie zdobyć trochę pieniędzy na udostępnienie jej turystom, gdy jak (cichaczem wyczekiwany) grom z jasnego nieba spadła wiadomość:

  

Są miliony na inowłodzki zamek!

To już właściwie pewne! Nabrała realnych kształtów nadzieja na realizację powstałego w 2006 roku projektu częściowej rekonstrukcji średniowiecznej budowli obronnej. Już nie do obrony, lecz do całkiem innych celów. Wniosek gminy o wielomilionową dotację został zaakceptowany!

 Bilans dotychczasowych dokonań

 Budowę inowłodzkiej twierdzy rozpoczęto w pierwszej połowie XIV wieku. Z licznych, prowadzonych tu od przedwojni badań archeologicznych wynika, że po 1343 roku istniał już prostokątny zarys zamku z wieżą, budynkiem mieszkalnym i gospodarczym. Na koniec XIV lub początek XV wieku datowana jest nadbudowa bramy, budowa kolejnej wieży, brukowanie dziedzińca. Na początek wieku XVI – budowa przedbramia, wykończenie wnętrz. Później zamek kilkakrotnie przebudowywano, dostosowując do architektonicznych mód i militarnych wymogów. Było to, kolejno, na przełomie XIV i XV wieku, w wieku XVI i w połowie wieku XVII. Zniszczony przez wojska szwedzkie w latach 1655 – 1657 popadł w ruinę, ulegając postępującej destrukcji, a od końca XIX wieku także sukcesywnym rozbiórkom, traktowany jak kamieniołom.

Podczas wykopalisk i prac archeologicznych prowadzonych na jego terenie w latach 70. odkryto liczne zabytki, przedmioty, fragmenty ceramiki. Nie ma ich niestety na miejscu odkrycia. Trafiły do magazynów muzealnych, m.in. muzeum w Łodzi, Opocznie, Tomaszowie. Ich dokładny spis zawarł w wydanej w 1992 roku przez muzeum w Łodzi i podsumowującej wielokrotnie podejmowane wykopaliska książce dr Jerzy Augustyniak, znawca problematyki historii Inowłodza. Jest tam m.in. ceramika, kafle, figurki szachowe, szkoło, naczynia miedziane, moździerz, zegar podróżny, świecznik, puginał, klucze i kłódki, fragmenty i okucia ksiąg, świadczące o istnieniu zamkowej biblioteki i wiele innych ruchomych artefaktów. Aż się prosi, by wróciły tam, gdzie je znaleziono.

Błąkający się po przeszłych latach pomysł częściowej rekonstrukcji zamku powrócił przy okazji prowadzonych w 2003 roku wokół budowli prac porządkowych, mających na celu lepsze wyeksponowanie pozostałości zabytkowej budowli. Odsłonięto je podczas wykopalisk w latach 1973 – 1975 oraz 1977 – 1979. Zabezpieczono jako tzw. trwałą ruinę udostępniając do zwiedzania w takiej właśnie postaci. Potem trwała ruina ponownie zarosła chaszczami i stała się ruiną zwykłą, zabytkiem zapomnianym. Siedem lat temu ponownie ją odsłonięto, uporządkowano otoczenie, postawiono tablicę informacyjną. Powstało drewniane ogrodzenie.

Za pieniądze z Ministerstwa Kultury i z kasy gminy (w sumie 120 tys. zł) naukowcy z Politechniki Łódzkiej dr Jan Kozicki i dr Maciej Kędracki przeprowadzili badania stanu murów i spoin, otaczających zamek gruntów.

W 2006 roku, na zlecenie gminy Inowłódz, pracownia architektoniczna „ARX” z Łodzi opracowała kompleksowy „Projekt budowlany rozbudowy, adaptacji i częściowej rekonstrukcji ruin zamku Kazimierza Wielkiego w Inowłodzu. Autorami są profesor Politechniki Łódzkiej, dr inż. Arch. Henryk Jaworowski i mgr inż. Arch. Henryk Jaworowski. Konsultował projekt wspomniany już wcześniej archeolog, dr Jerzy Augustyniak. Według tego właśnie projektu odbudowana została zamkowa wieża. Odbudowę rozpoczęto w lipcu 2008 roku, po wielu perypetiach związanych ze znalezieniem wykonawcy trudnego i niestandardowego przedsięwzięcia, czterech nieudanych przetargach. W drodze zlecenia z tzw. wolnej ręki znaleziono budowniczego. To tomaszowska firma - Zakład Usług Budowlanych Janusza Kacperka i Jerzego Lechowskiego. Podjęła się wykonania określonego zakresu robót, skoncentrowanego na częściowej odbudowie zamkowej wieży. W lutym 2010 r. firma zakończyła zadanie.

Gmina szukała pieniędzy w różnych miejscach i funduszach. Najpewniejsze wydawało się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, najbliższe charakterowi przedsięwzięcia. Ministerstwo dało na początek trochę, ale potem przestało. W czerwcu 2009 roku poszedł kolejny wniosek do Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Łódzkiego na lata 2007 – 2013. Najpierw przepadł, ale po wniesieniu protestu i uzupełnień do wniosku uzyskał kolejno pozytywną ocenę formalną i merytoryczną. W maju 2010 roku gmina Inowłódz została wezwana do złożenia ostatnich zaświadczeń poprzedzających podpisanie umowy. Dotyczyć miała kwoty 7 470 264, 24 zł tzw. kosztów kwalifikowanych, przy dotacji UE w wysokości 75%. Dofinansowanie RPO WŁ to 5 602 698,18 zł. Reszta to wkład własny gminy. Ok. 1,8 mln zł.

Realizację przedsięwzięcia zakładano na dwa lata, 2011 – 2012, podobnie jak proces jej finansowania. Dla zapewnienia wkładu własnego, by nie hamować w żaden sposób zaplanowanych innych inwestycji, zaproponowany został długoterminowy, rozłożony na 15 lat, kredyt, przy rocznej jego spłacie w wysokości 250 tys. zł. Równolegle prowadzone byłyby starania w Ministerstwie Kultury, u Konserwatora Zabytków, w Zarządzie Województwa, Starostwie i gdzie tylko będzie można, by podmioty te zechciały partycypować w przedsięwzięciu, które będzie przecież ponadgminne.

Decyzja na temat przyjęcia dotacji spoczęła na barkach Rady Gminy.

 O czym zadecydują?

Doprowadzenie ruin do stanu używalności nie przewiduje kompletnej rekonstrukcji twierdzy. Stosownie do zamierzeń gospodarzy gminy, popieranych przez władze konserwatorskie, utrwalone ruiny, po częściowej rekonstrukcji wybranych odcinków muru oraz po pracach adaptacyjnych i konserwatorskich, mają spełniać funkcje edukacyjne i turystyczne. Odbudowana wieża zamkowa będzie wykorzystana jako miejsce widokowe i miejsce stałej ekspozycji historii zamku. Atrakcją turystyczną i przedmiotem ekspozycji winny stać się ruiny zamku, ukształtowane i zaaranżowane w sposób pozwalający odczytać charakter i formy dawnego założenia obronnego. Projekt dotyczy też zagospodarowania terenu wokół zamku, w sposób przybliżający charakter dawnych urządzeń obronnych, jak fosa, most nad nią i system obronny strefy bramy zamkowej.

W pomieszczeniach możliwych do odzyskania w najlepiej zachowanej strefie przyziemia oraz w zachowanych gabarytach ścian wysokiego parteru umiejscowione zostały funkcje związane z obsługą turystyki oraz z funkcjonowaniem Gminnego Ośrodka Kultury. Zapewni to możliwość całorocznego użytkowania obiektu i odpowiednią, efektywną ochronę zabytkowej struktury.

W adaptowanych wnętrzach, oprócz wspomnianej ekspozycji dziejów zamku zlokalizowano pomieszczenia biblioteki gminnej z czytelnią o łącznej powierzchni 109,7 m kw., punktu informacji turystycznej o powierzchni 37,6 m kw., gminnego klubu – świetlicy z małą salą odczytowo – widowiskową o powierzchni 72,8 m. kw., sale gier świetlicowych o łącznej powierzchni 107,2 m kw. Uwzględniono też oczywiście w projekcie pomieszczenia gospodarcze, toalety, szatnie, niezbędne pomieszczenia techniczne. Całkowita uzyskana powierzchnia użytkowa w przyziemiu, na parterze i w wieży, tarasów, to 843,6 m. kw.

To, że zamek ma średniowieczną metrykę, nie oznacza, że w zaadaptowanych dla turystyki i kultury będzie wiało średniowiecznym chłodem i mrokiem. Projekt przewiduje w większości pomieszczeń ogrzewanie podłogowe, ciepło uzyskiwane z pomp cieplnych zasilających system centralnego ogrzewania, oświetlenie systemem kanałów świetlnych i zwierciadeł, tzw. zielone dachy na d pomieszczeniami użytkowymi, nowoczesny system kanalizacyjny i tym podobne rozwiązania rodem z XXI wieku.

Czy te słowa i rysunki techniczne staną się „ciałem”? Przed trudną decyzją stanęli kończący właśnie kadencję obecni radni. Jeszcze trudniejsze potencjalne zadanie czekać będzie przyszły samorząd i władze gminy. Ale jeśli dojdzie do realizacji projektu i zostanie on wprowadzony w życie w zakładanym kształcie, będzie to ewenement na co najmniej europejską skalę. Gmina Inowłódz zyska natomiast niezwykły atut na potwierdzenie swojego turystycznego charakteru.

 Zdecydowali - Grzech byłoby nie wziąć!

W czwartek, 27 maja 2010 roku, odbyła się XLV, nadzwyczajna sesja Rady Gminy Inowłódz. Radni musieli zdecydować, czy biorą unijne pieniądze na „Rozbudowę, adaptację i częściową rekonstrukcję ruin zamku Kazimierza Wielkiego w Inowłodzu”. Taki też tytuł miał wniosek o dofinansowanie tego projektu, złożonego przez gminę do Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Łódzkiego na lata 2007 – 2013 w ramach priorytetu „Gospodarka, innowacyjność, przedsiębiorczość” i działania „Infrastruktura turystyczno – rekreacyjna”. Wniosek zyskał on pozytywną ocenę i akceptację odpowiednich organów Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi, decydujących o podziale unijnych środków. Oznacza to, że na nazwany wyżej cel gmina Inowłódz może otrzymać 5 mln 602 tys. 698 zł. To 75% tzw. Kosztów kwalifikowanych przedsięwzięcia, wynoszących 7 mln 470 tys. 264 zł. Jeśli gmina zdecyduje się sięgnąć po przyznane pieniądze. O tym właśnie musieli zdecydować radni podczas nadzwyczajnej sesji.

Decyzja to wcale nie taka łatwa i prosta, bo wzięcie tych pieniędzy jest równoznaczne z wyasygnowaniem tzw. wkładu własnego. Trzeba na to wziąć kredyt. Jak wynika z przedstawionej symulacji, na 15 lat. Z odsetkami wyjdzie to 3 mln 37 tys. 440 zł. Przez 15 lat przyjdzie płacić z tego tytułu ok. 200 tys. zł rocznie. Czy obarczyć następców (zbliżał się koniec kadencji Rady) takim balastem? Czy przedsięwzięcie ostatecznie gminie się opłaci? Czy koszty utrzymania powstałego w wyniku tej nietypowej inwestycji obiektu będą w przyszłości do udźwignięcia?

To tylko niektóre z pytań, jakie zadawali sobie radni przed podjęciem decyzji. Przekonywali się też jednocześnie nawzajem, że zrekonstruowany częściowo zamek to niebywała szansa rozwoju turystycznej przecież gminy. Zaplanowane w projekcie funkcje użytkowe pozwolą umieścić w zamkowych salach gminne instytucje kultury, jak biblioteka czy Gminny Ośrodek Kultury, mieszczące się teraz w wynajmowanych pomieszczeniach. Koszty wynajmu też trafią do ogólnego bilansu. A taki obiekt musi siłą rzeczy wpłynąć na rozwój gminy, agroturystyki, gastronomii, hotelarstwa, budownictwa i rolnictwa, bo to wszystko naczynia połączone. W tym przypadku połączone z zamkiem. Takiego dofinansowania nie otrzymała dotąd żadna gmina w okolicy. – Jeśli przeliczać, to zamkowa inwestycja oznacza, że w ciągu tych 15 lat powstanie w gminie 1 km drogi mniej. Zyski mogą być nieporównanie większe. Poza tym odbudowę praktycznie już rozpoczęto. Stoi zamkowa wieża, na którą też pozyskano 290 tys. zł z zewnątrz. Szansy na zmniejszenie własnych nakładów trzeba szukać u wojewody, starosty, konserwatora zabytków, dla których taki obiekt, unikalny na europejską skalę, też będzie miał znaczenie – przekonywał wójt Krawczyk. Też zostawiał problem swojemu następcy.

Większość radnych od początku była przekonana o sile argumentów „za”. Jeden miał wątpliwości. Przede wszystkim, czy gmina udźwignie finansowe obciążenie i czy inwestycja w przyszłości „się zwróci”. Wstrzymał się w związku z tymi wątpliwościami od głosowania w sprawie unijnego dofinansowania. Dwojga radnych argumenty nie przekonały i byli zdecydowanie przeciwni całemu zamkowemu przedsięwzięciu. Jednak 10 głosów było za przyjęciem dotacji, mimo ryzyka. Tym bardziej, że zakładana „inżynieria finansowa” miała nie wpływać na inne żywotne dla gminy inwestycje, które trzeba będzie podjąć w przyszłości, z tą najważniejszą na czele – gminną oczyszczalnią ścieków i kanalizacją, nieodzownymi dla gminy stawiającej na turystykę.

Klamka zapadła. Gmina sięgnie po unijną dotację. W bieżącym, 2010 roku planowano przeprowadzenie niezbędnych przygotowań, procedur przetargowych, znalezienie wykonawcy, podpisanie umów. W przyszłym, 2011 roku – rozpoczęcie odbudowy, by zakończyć ją jesienią 2012 roku. A potem już tylko witać turystów i liczyć korzyści z …ruin.

29 czerwca 2010 r. na podstawie specjalnej uchwały Rady Gminy, podjętej podczas obrad nadzwyczajnej sesji, wójt inowłodzki Cezary Krawczyk podpisał w Centrum Obsługi Przedsiębiorcy w Łodzi umowę w sprawie dofinansowania z unijnych środków częściowej odbudowy i adaptacji zamku w Inowłodzu.

©Marek Miziak

Makieta_02 Makieta_07 Makieta_06

 

Grudzień 2010 r.

Poszukiwanie „budowniczych ruin”

Pod koniec 2010 roku rozpoczęła się procedura poszukiwania budowniczego zamkowych ruin w Inowłodzu. Gmina Inowłódz ogłosiła przetarg nieograniczony na rozbudowę, adaptację i częściową rekonstrukcję ruin zamku Kazimierza Wielkiego. Są wreszcie pieniądze na to niezwykłe przedsięwzięcie, element, z którym w latach poprzednich było najwięcej kłopotów. Czy szybko uda się znaleźć chętnego na wielomilionowy kontrakt? Skąd więc pewna wątpliwość? Z pamiętanej doskonale, bo przecież odbywała się przed dwoma laty, historii odbudowy zamkowej wieży.

Jej odbudowę rozpoczęto w lipcu 2008 roku, ale po wielu perypetiach, związanych ze znalezieniem wykonawcy trudnego i niestandardowego przedsięwzięcia. Odbyły się wtedy aż cztery nieudane przetargi. Nie tak łatwo o wykonawcę zadania nie tyle budowlanego, co rzemieślniczego. I to z zakresu rzemiosła specjalnego, podlegającego nieustannej kontroli konserwatorów zabytków, historyków, naukowców. Wreszcie w drodze zlecenia z tzw. wolnej ręki znaleziono budowniczego. Była to tomaszowska firma - Zakład Usług Budowlanych Janusza Kacperka i Jerzego Lechowskiego. Podjęła się wykonania określonego zakresu robót, skoncentrowanego na odbudowie zamkowej wieży. Do dziś właściciele wspominają poszukiwania w całej okolicy fachowców – kamieniarzy, zbrojarzy, którzy współczesne normy i technologie potrafiliby „pożenić” z umiejętnościami i sposobami znanymi budowniczym z okresu Średniowiecza. W lutym 2010 r. firma zakończyła zadanie. Wówczas, z powodu braku funduszy, rekonstrukcję zamkowych ruin przerwano. Ogłoszony właśnie przetarg otwiera całkiem nowy rozdział tej historii.

Po podpisaniu „umowy zamkowej” zakładano optymistycznie, że jeszcze w 2010 roku przeprowadzone zostaną wszystkie procedury przetargowe i wyłoniony zostanie wykonawca, który wiosną roku następnego wejdzie na plac budowy. Realizację projektu przewidywano na lata 2011 – 2012. Już wówczas pojawił się, niestety, pewien poślizg w założonym harmonogramie, bo dopiero na 4 stycznia 2011 r. wyznaczony został termin składania wniosków o dopuszczeniu do udziału w postępowaniu przetargowym. Efekt miał pokazać,  jakie jest zainteresowanie firm udziałem w tym przedsięwzięciu. Możliwe, że ze względu na nieporównywalną (do wieży) skalę zarówno obiektu jak i budżetu, chętnych na odbudowę inowłodzkich ruin zamkowych będzie więcej niż w 2008 roku i nie pojawią się problemy ze znalezieniem wykonawcy. Oby tak właśnie było, zakładano od początku, że odbudowany, nawet częściowo zamek będzie niewątpliwa atrakcją turystyczną Inowłodza, która, przy okazji, rozwiąże sporo lokalowych kłopotów inowłodzkiej kultury.

Dźwigniemy z posad!

W styczniu 2011 roku obawy zostały rozwiane. Śmiałkowie zgłosili oferty! Tym razem takich, jak w przypadku wieży w 2008 roku, problemów nie było. Możliwe, że ze względu na nieporównywalną (do wieży) skalę zarówno obiektu jak i budżetu, chętni na odbudowę inowłodzkich ruin zamkowych znaleźli się dość szybko i nawet w nadmiarze. Ostatecznie na przetargowym placu boju znalazło się Małopolskie Biuro Przygotowania i Realizacji Inwestycji Krak Invest, działająca od 2005 roku firma legitymująca się wieloma zrealizowanymi zadaniami rewaloryzacyjnymi np. na Podhalu i w Świętokrzyskiem, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z Krakowa, oraz Vik – Bud z Łasku, założona przez Stanisława Wiktorowicza najstarsza firma rewaloryzująca w konsorcjum z innymi firmami zabytkową Łódź.

Obie firmy złożyły ofertę cenową w okolicach 5 mln 980 tys. zł a przetargową ciekawostką może być różnica między nimi, zamykająca się w 3 tys zł! Rozpoczęto niezwłocznie weryfikację ofert, poprzedzającą ostateczne rozstrzygnięcie przetargu. Odżyła nadzieja, że po podpisaniu umowy, z wiosną ruszy odbudowa fragmentów inowłodzkiej twierdzy.

9 marca 2011 roku nowy inowłodzki wójt Zenon Chojnacki w obecności radnych gminy podpisał umowę na dalszą rekonstrukcję zamku Kazimierza Wielkiego w Inowłodzu. Umowa została podpisana ze Stanisławem Wiktorowiczem właścicielem zakładu budowlanego Vik-Bud w Łasku. Szefowi firmy towarzyszył współwłaściciel Robert Wiktorowicz oraz partner, Sławomir Ostrowski, właściciel Przedsiębiorstwa Konserwacji Zabytków z Łodzi, które będzie nadzorowało prace na terenie ruin zamkowych.

- Przed nami spore wyzwanie, lecz to nie pierwszyzna. Od wielu lat rekonstruujemy stare, zabytkowe budynki i budowle. Najpóźniej za dwa tygodnie wbijemy pierwsze łopaty w grunt i na pewno zakończymy inwestycję pod koniec przyszłego roku – zapewniał prezes Wiktorowicz. - Jeśli nie pojawią się zaskakujące trudności postaramy się nawet przyśpieszyć termin oddania inwestycji o kilka tygodni.

Przedsiębiorstwo posiada uprawnienia do rekonstrukcji zabytków. Odbudowywało między innymi „Białą fabrykę” w Łodzi, rekonstruowało budynki w kilku skansenach i remontowało stare kościoły na terenie kraju.

- Żyjemy w trudnych czasach, potrzeby społeczne są rozmaite, wielu chciałoby przeznaczyć te pieniądze na inne cele podnoszące poziom życia mieszkańców. Ale korzystanie z unijnych środków rządzi się swoimi prawami, które nie pozwalają dowolnie przesuwać pieniędzy. Także Rada Gminy postawiła na zamek – przypomniał przy tej okazji wójt Chojnacki. – niewątpliwie wzrośnie splendor gminy, liczymy na rozgłos na wielką skalę, który sprowadzi do nas rzesze turystów. Ale sam zamek to nie wszystko. Trzeba będzie wyposażyć wnętrza w zabytkowe meble, dlatego prawie natychmiast ruszamy na poszukiwanie kolejnych dotacji na ten cel.

Zamek_2011-umowa_01 Zamek_2011-umowa_02

 

Kwiecień 2011 r.

Rozpoczyna się nowy etap!

W kwietniu na teren pozostałości po zamku królewskim w Inowłodzu weszły ekipy firmy Vik – Bud z Łasku, które mają przywrócić kazimierzowskim ruinom sporo dawnej świetności. Owa świetność zaś ma przywrócić ruinom kazimierzowskiego zamku należne im miejsce w inowłodzkiej gminie. Jej historii i dzisiejszym dniom oraz kształtom.

- No, gdybym wiedział, po czym zjeżdżam, trzymałbym te sanki może jakoś dostojniej? – zastanawia się starszy już dziś inowłodzianin, który pół wieku temu nie miał pojęcia, że jego doskonała górka saneczkowa skrywa pod darnią i śniegiem to pozostałości dostojnej niegdyś królewskiej twierdzy, wyłaniającej się spod łopat i koparkowych łyżek. „Urobek” przepatrywano dokładnie pod nadzorem archeologów, polujących, niestety bez większych rezultatów, na nowe znaleziska.

Nabierać zaczęła nareszcie realnych kształtów nadzieja na realizację powstałego w 2006 roku projektu częściowej rekonstrukcji średniowiecznej budowli obronnej. Już nie do obrony, lecz do całkiem innych celów.

Budowę inowłodzkiej twierdzy rozpoczęto w pierwszej połowie XIV wieku. Z prowadzonych tu od czasów przedwojennych badań archeologicznych wynika, że po 1343 roku istniał już prostokątny zarys zamku z wieżą, budynkiem mieszkalnym i gospodarczym. Na koniec XIV lub początek XV wieku datowana jest nadbudowa bramy, budowa kolejnej wieży, brukowanie dziedzińca. Na początek wieku XVI – budowa przedbramia, wykończenie wnętrz. Później zamek kilkakrotnie przebudowywano, dostosowując do architektonicznych mód i militarnych wymogów. Legenda przypisuje zamkowe renowacje królowej Bonie Sworzy, choć dowodów na to nie ma. Wiadomo jednak, że królowa z Włoch w Inowłodzu i okolicach bywała a jej wizytom i zapobiegliwości gospodarskiej przypisuje się do dziś nazwy miejscowe, jak Pasieka czy Ogrody i Obory. Także przebudowy następujące po sobie. Było to, kolejno, na przełomie XIV i XV wieku, w wieku XVI i w połowie wieku XVII.

Zniszczony przez wojska szwedzkie w latach 1655 – 1657 zamek inowłodzki popadł w ruinę, ulegając postępującej destrukcji, a od końca XIX wieku także sukcesywnym rozbiórkom, traktowany jak naturalny prawie magazyn gotowego, kamiennego budulca.

Podczas wykopalisk i prac archeologicznych, prowadzonych na jego terenie w latach 70. odkryto liczne zabytki, przedmioty, fragmenty ceramiki. Nie ma ich niestety na miejscu odkrycia. Trafiły do magazynów muzealnych, m.in. muzeum w Łodzi, Opocznie, Tomaszowie. Ich dokładny spis zawarł w wydanej w 1992 roku przez muzeum w Łodzi i podsumowującej wielokrotnie podejmowane wykopaliska książce dr Jerzy Augustyniak, znawca problematyki historii Inowłodza. Aż się prosi, by wróciły tam, gdzie je znaleziono.

Błąkający się po przeszłych latach pomysł częściowej rekonstrukcji zamku powrócił przy okazji prowadzonych w 2003 roku wokół budowli prac porządkowych, mających na celu lepsze wyeksponowanie pozostałości zabytkowej budowli. Odsłonięto je podczas wykopalisk w latach 1973 – 1975 oraz 1977 – 1979. Zabezpieczono jako tzw. trwałą ruinę udostępniając do zwiedzania w takiej właśnie postaci. Potem trwała ruina ponownie zarosła chaszczami i stała się ruiną zwykłą, zabytkiem zapomnianym. Siedem lat temu ponownie ją odsłonięto, uporządkowano otoczenie, postawiono tablicę informacyjną. Powstało drewniane ogrodzenie.

Wszyscy, od mieszkańców i gospodarzy gminy, po konserwatora zabytków oraz ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego zgodzili się, że to, co w Inowłodzu pozostało z narodowej kultury warte jest zachowania i udostępnienia. Były oczywiście głosy, że zamiast przeznaczać pieniądze na „wskrzeszanie wielowiekowego nieboszczyka” należałoby je skierować np. na drogi w gminie. Ale wg unijnych standardów tak się nie da. Pieniędzy na drogi, kanalizację czy oczyszczalnię ścieków trzeba szukać w zupełnie innym kuferku.

Na budowie, czy też raczej odbudowie i rekonstrukcji zaczęły się uwijać ekipy, złożone w większości z mieszkańców „podgrodzia”. To jedna z pierwszych korzyści wynikająca z zamkowych decyzji. Poczynaniami kieruje szef ekip Grzegorz Piątkowski, zaprawiony w podobnych zmaganiach z historycznymi budowlami.

Poprzednie, archeologiczne, sondażowe wkopy w ruinę nie dawały obrazu całości. Teraz dobrały się do zamku zarówno łopaty, jak i maszyny, usuwając z zamkowych podziemi to, co zwaliło się niegdyś do piwnic zamkowych, podczas pożarów i wojennych zawieruch. Zaczęła wychodzić na światło dzienne spora, kamienna potęga zamczyska, w którego piwnicach, odsłanianych właśnie, czekali ponoć na okup krzyżaccy komturowie wzięci do niewoli pod Grunwaldem.

Na zewnątrz murów zamkowych wysypano całe tony archeologicznego „urobku”. To, na oko, sterty ziemi, odłamków skalnych, resztek drewna, ale przesiewane okiem historyka i archeologa, by wyłowić ewentualne pozostałości z dawnych wieków, które wzbogacą w przyszłości inowłodzką ekspozycję. Może być efektowna, jeśli członkowie rycerskiego bractwa inowłodzkiego zamku dotrzymają słowa i zagospodarują widowiskowo przyszłe zamczysko.

Równolegle z odkrywaniem średniowiecznych tajemnic budowlanych trwają całkiem współczesne zabiegi, mające na celu doprowadzenie do zamku podstawowych mediów i odprowadzenie tego, co odprowadzić z zamku będzie trzeba podczas przyszłej eksploatacji budowli. Zaplanowanym dla niej działaniom niezbędne będą prąd i woda. Przydadzą się też ekipom budowlanym. Podobnie jak budulec, którego poszukiwania wznowiono, choć najstarsze pokłady są na miejscu - działający niegdyś i dający budulec dla „Idziego” i zamku kamieniołom?

Zamek_2011_01 Zamek_2011_02

Zamek_2011_03 Zamek_2011_04

Zanim zacznie się odbudowa, trwa odsłanianie tego, co pozostawało dotąd ukryte w ziemi. Z dnia na dzień inowłodzki zamek kazimierzowski robi się coraz ciekawszy.

 Zamek_2011_05

Zamek_2011_06 Zamek_2011_07 Zamek_2011_08

Zamek_2011_09 Zamek_2011_10 Zamek_2011_11

© Marek Miziak

Maj 2011 r.

Jak archeolog z budowlańcem

Jeszcze na dobre nie ruszyła odbudowa a już zaczęły się „schody”. Przeraziły trochę zarówno inwestora, czyli gminę Inowłódz, jak i wykonawców drżących o front robót. Oto decyzją piotrkowskiej delegatury Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków wstrzymane zostały rekonstrukcyjne i adaptacyjne prace na terenie zamku kazimierzowskiego w Inowłodzu. Ponieważ konserwator Zygmunt Błaszczyk znany jest z restrykcyjnego podejścia do wszelkich kwestii ochrony zabytkowej masy spadkowej, niepokój był zrozumiały.

Choć wcześniejsze nieco wydarzenia zdawały się nie dawać ku temu powodów. - Przed nami spore wyzwanie, lecz to nie pierwszyzna. Na pewno zakończymy inwestycję pod koniec przyszłego roku. Jeśli nie pojawią się zaskakujące trudności postaramy się skrócić termin oddania inwestycji o kilka tygodni – zapowiadał prezes Wiktorowicz.- Przedsiębiorstwo posiada uprawnienia do rekonstrukcji zabytków.

Można więc było spodziewać się, że problemów nie będzie. Budowniczowie średniowiecznych ruin weszli na plac budowy w zapowiedzianym terminie i dziarsko zabrali się za gruntowne już tym razem odkopywanie pozostałości zamku. To nie wykopy archeologiczne, lecz systematyczne odsłanianie murów, aż do gruntu, na którym je posadowiono. – I wyszły niestety problemy, których się nie spodziewaliśmy – mówił kierujący robotami Grzegorz Piątkowski. – Nie wiedzieliśmy np., że stan niektórych fragmentów murów, zwłaszcza zaprawy, którą spojono kamienie będzie taki, że nadają się tylko do rozbiórki, bo nie gwarantują bezpieczeństwa podczas przyszłej eksploatacji. Zamek wybudowano praktycznie bez fundamentów, na piasku. Mury przysypane ziemią jakoś trzymały się w pionie. Bez podparcia nie chcą już tak stać. Jest problem. Należałoby wykonać betonowe wzmocnienia, jak zrobiono to w przypadku odbudowanej wieży. Ale tu mamy veto archeologów i konserwatorów, którzy nie chcą się zgodzić na żadne rozbiórki. – Wstrzymaliśmy prace, bo to, co zrobiono, czy zamierzano zrobić na terenie zamku wykracza poza ustalenia i uzgodnienia. Trzeba nowych ocen i decyzji – usłyszeliśmy w piotrkowskiej delegaturze Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.

Czyżby oceny i ekspertyzy fachowców co do zachowania murów średniowiecznej budowli nie były do końca zgodne ze stanem faktycznym? Jeśli tak, to co to oznacza dla całej milionowej inwestycji?

Z unijną forsą, a zwłaszcza z jej satysfakcjonującym wszystkich rozliczaniem, wciąż tak do końca nie wiadomo. Stąd zapewne obawy, by przypadkiem nie wychylić się poza kontury projektu, co mógłby zakwestionować konserwator zabytków, dbający o średniowieczną substancję. Jak się jednak okazało,

nie taki konserwator straszny….

jak go ktoś próbował namalować. Zygmunt Błaszczyk, wojewódzki konserwator zabytków, przybył do Inowłodza, zobaczył i…kazał budować dalej! Inwestorowi i wykonawcy spadł z serca inowłodzki, rudy kamień.

Inwestycja zamkowa, ewenement na europejską skalę, zakrojona jest na spore pieniądze, sięgające 7 mln zł. Ważniejsze może od pieniędzy są szanse na inną, lepszą przyszłość, na jaką ma nadzieję miejscowość, a z nią gmina. Dlatego wieść o zatrzymaniu trwających od ponad miesiąca robót obiegła społeczność lotem błyskawicy. Podobnie jak w średniowieczu, gdy grodziszcze budowano, a podgrodzie z tego żyło, tak i teraz każdy z mieszkańców królewskiego niegdyś miasta z zamkiem nadzieje jakieś wiąże. Materialne? Kulturalne? Każde dobre. Więc co z naszym zamkiem???

Okazało się, że chwilowe perturbacje, jakie wystąpiły, były najprawdopodobniej wynikiem nadgorliwości, albo obawy przed podjęciem decyzji, braku doświadczenia? „Lepiej, niech zdecyduje szef. Akurat nieobecny, więc poczekajmy, aż wróci”.

Szef Błaszczyk wrócił i zamek inowłodzki obejrzał od podszewki. Znając istotę całego przedsięwzięcia i cel przyświecający realizatorom, ani przez moment nie zamierzał stawiać konserwatorskich barier zamierzeniom, które świetny zabytek, ukryty do tej pory pod gruzami i ziemią, mają przywrócić ludziom i Polsce.

Najpierw jednak kilka godzin trwało drobiazgowe przyglądanie się fragmentom odsłoniętych murów. Imponujących, mimo, że to tylko mury piwnicznych pomieszczeń. Na ten widok nie zastanawia już legenda, że to właśnie tutaj „gościli” do uiszczenia okupu krzyżaccy komturowie po bitwie pod Grunwaldem. Z pewną nutą nostalgii, a może nawet zawodowej zazdrości patrzył po raz kolejny na odsłonięte mury dr Jerzy Augustyniak, archeolog łódzki i badacz ruin zamku w Inowłodzu, autor wielu publikacji na ich temat. Nie miał, podczas swoich badań, szansy na taką ekspozycję, ale jego sondażowe „wykopki” pozwoliły na dogłębne zbadanie i opisanie średniowiecznej twierdzy, praktycznie niewidocznej. Z tym większym zapałem nadzoruje archeologicznie wykopaliska stanowiące integralną część rekonstrukcji i odbudowy. Weryfikuje naocznie swoje twierdzenia i tezy, stawiane przed laty po części „na archeologiczne wyczucie”.

Skład konsylium podejmującego decyzje to m. in. Robert Wiktorowicz i Sławomir Ostrowski – przedstawiciele firm wykonawczych, dr Jan Kozicki z Politechniki Łódzkiej, specjalista od ratowania starych murów i budowli, inspektor nadzoru architektonicznego Bogdan Mincikiewicz, kierownik robót Grzegorz Piątkowski, wspomniany już badacz zamku w Inowłodzu dr Jerzy Augustyniak, przede wszystkim konserwatorzy zabytków Zygmunt Błaszczyk i Robert Florek. Ze strony inwestora - wójt inowłodzki Zenon Chojnacki i nadzorująca inwestycje Janina Kamińska.

Jak zapisano w specjalnej notatce, spotkanie posłużyło zbadaniu odsłoniętych murów i ustaleniu dalszego przebiegu prac konstrukcyjnych. „Po odsłonięciu znacznych partii murów okazało się, że ze względu na stan ich części, konieczne będzie przemurowanie m. in. partii licowych, narożników i łęków sklepiennych. Zakres rozbiórek i przemurowań będzie ograniczony do niezbędnego minimum w zakresie uzgodnionym między konstruktorem i konserwatorem” – podyktował do protokołu Zygmunt Błaszczyk. Konstruktor, dr Jan Kozicki miał już gotowe sugestie, co i jak należy zrobić, by prace mogły posuwać się dalej. Według zaleceń konserwatora Zygmunta Błaszczyka, prace rekonstrukcyjne należy prowadzić tak, by w oryginalnym stanie zachować to, co zachować można. To jest rekonstrukcja ruiny i tę ruinę ma być widać, choć będzie to obiekt użytkowy.

„Budowniczowie ruin” dostali więc przyzwolenie i błogosławieństwo na dalszą realizację projektu. Wykonawcy zapowiedzieli, że będą się starali wykorzystać warunki pogodowe sezonu budowlanego, by nadrobić drobne straty czasowe i zrealizować plan. Do końca sezonu miałyby znaleźć się na swoim miejscu stropy, można by myśleć o zamknięciu i ogrzaniu pomieszczeń. Co dwa tygodnie miał się w murach inowłodzkiego zamku zbierać zespół rozwiązujący bieżące problemy. Jednym z nich był budulec. Na bieżące prace starczało kamienia odzyskanego z odgruzowania ruiny. Dalsze wymagały kolejnych partii rudego piaskowca. A inowłodzki kamieniołom odszedł już chyba w zapomnienie na dobre. Chyba, że ktoś kiedyś wpadnie na pomysł, by pokazać turystom źródło rudego budulca. O tym, że go kiedyś braknie, myślano już podczas budowy wieży zamkowej, na którą starczyło na szczęście oryginału. Podobnego kamienia szukano w całej Polsce. Zastępczy budulec znaleziono w kamieniołomie w Radkowie, w Kotlinie Kłodzkiej. To jednak daleko. Jest podobny w rejonie Żarnowca. Czy będzie taki jak inowłodzki? Nienasiąkliwy, odporny na wilgoć? Niezbędne są badania i ekspertyzy. Ważne, by budulca nie brakło.

Zamek_2011_17  Zamek_2011_18 Zamek_2011_19

Zamek_2011_22 Zamek_2011_24

Zamek_2011_20 Zamek_2011_21

Zamek_2011_23

Lipiec 2011 r.

Pną się do góry zamkowe mury!

Budowniczowie inowłodzkiego zamku nie zrobili sobie wakacji, do ostatka wykorzystując sezon budowlany. Otulali nawet foliowymi opończami świeżo wzniesione fragmenty murów, by deszcz nie zaszkodził zaprawie. Kręcą się wprawdzie betoniarki, przy pryzmach ziemi pracują maszyny, ale rude kamienie, podstawowy budulec zamkowy, wędrują do góry w wiadrach zawieszonych na linie. Kielnia i sprawne dłonie rzemieślników są jednak podstawowymi narzędziami przy wznoszeniu murów średniowiecznej budowli. Nowymi zastępuje się te zamienione przez czas w kamienny rumosz. Przyznać trzeba, że nowe fragmenty nie odbiegają wyglądem od pierwowzoru znajdującego się przecież tuż obok. Jeśli nawet się nieco różnią, to na korzyść. Wewnątrz powstają ściany wynikające z projektu adaptacji przyziemia zamku do przyszłych, nowych potrzeb. Oczekiwane są transporty nowego budulca z okolic Żarnowca.

 

Kamień na zamek spod…Żarnowca

Inowłodzki zamek Kazimierza Wielkiego, zbudowany w połowie XIV wieku, zburzony przez Szwedów podczas Potopu, od połowy wieku XVIII pozostawał praktycznie w ruinie. Długo nie budził apetytów archeologów i badaczy. Był natomiast, aż do XX wieku, obiektem żywego zainteresowania wielu pokoleń inowłodzian, którzy traktowali ruiny jak łatwy kamieniołom, wznosząc z tego materiału budynki gospodarcze a nawet domy mieszkalne. Znaczne ilości zamkowego kamienia wywieziono na tzw. Urbanówkę w Zakościelu z zamiarem realizacji bliżej nieokreślonej inwestycji. Możliwe, że z tego budulca powstały istniejące do dziś we fragmentach obiekty zakościelskiej fryszerki – huty żeliwa opartej o miejscowe złoża rudy żelaza. Początek dwudziestego stulecia przyniósł dopiero opamiętanie i refleksję, że zamek to przecież zabytek i historia Inowłodza. Oficjalnego rabunku zaprzestano, ale ten nieoficjalny trwał zapewne nadal, sprowadzając, w połowie wieku, zamkowe ruiny do porośniętych trawą pagórków, świetnych zimą do zjeżdżania na sankach, zaś latem – do wypasania owiec.

Problem budulca, a właściwiej – jego braku, powrócił w 2006 roku, kiedy to coraz realniejsza stała się szansa na częściową choćby odbudowę inowłodzkiej, średniowiecznej twierdzy. Żeby odbudować, trzeba mieć budulec! Za zdobyte w tamtym czasie pieniądze naukowcy z Politechniki Łódzkiej, dr Jan Kozicki i dr Maciej Kędracki, przeprowadzili badania stanu murów i spoin, otaczających zamek gruntów. Wyszło z tych badań m. in., że inowłodzki piaskowiec, z którego powstało wiele budowli, m.in. kościółek św. Idziego, mury miejskie i mury zamkowe, kościół św. Michała a także wiele zwykłych budynków użytkowych, charakteryzuje się wysokimi parametrami budowlanymi. Jest niepodatny na utlenianie, mało nasiąkliwy. Już wtedy wiedziano, że trudno będzie taki znaleźć. 60-letni i starsi inowłodzianie pamiętają wprawdzie istniejące i funkcjonujące w pobliżu kościółka kamieniołomy, ale trudno będzie do nich wrócić. Budowa nie może jednak czekać na taką inicjatywę. Zgłaszali się wprawdzie właściciele kamiennych budynków, głównie gospodarczych, przeznaczonych do rozbiórki, ale to kropla w morzu kamiennych potrzeb.

W końcu nadeszły dostawy spod Żarnowca i mury skoczyły do góry! Kamień jest wyraźnie jaśniejszy niż inowłodzki, który zawiera więcej żelaza, ale ponoć jest to jedno złoże. Dr Augustyniak twierdzi, że z czasem różnice się zmniejszą. Poza tym łatwiej będzie rozróżnić starą substancję od rekonstrukcji.

Odbudowa postępowała teraz w szybkim tempie. Co kilka dni zalewano kolejny strop nad zamkowymi piwnicami, pięły się w górę mury kolejnej kondygnacji. Wewnętrzne są z cegły, ale zewnętrzne muszą być z kamienia. Problem budulca rozwiązał ostatecznie kamień żarnowiecki.

Zamek_2011_25 Zamek_2011_26 Zamek_2011_27

Podgrodzianie na budowie

W lipcu 2011 roku, przy częściowej rekonstrukcji średniowiecznej budowli, zamku króla Kazimierza Wielkiego w Inowłodzu pracowało każdego dnia ok. 35 budowniczych. Kierujący pracami budowlanymi Grzegorz Piątkowski zatrudniał robotników polecanych przez Powiatowy Urząd Pracy, ale też szukał ich przez prasowe ogłoszenia. Chodziło bowiem o rzemieślników ze szczególnymi umiejętnościami, potrafiących stawiać mury ze szczególnego budulca, z grubsza tylko obrobionego kamienia. Ale najwyraźniej udawało się takich znaleźć, bo fragmenty murów stanowiące niezbędne uzupełnienie braków wyglądają efektowniej niż oryginał.

Zmartwieniem kierownika tej ze wszech miar niezwykłej budowy był w tym czasie przede wszystkim deszcz! Rzęsiste opady, momentami wręcz ulewy, nie tylko przeszkadzały w pracy, ale też potrafiły niweczyć wysiłki murarzy, wypłukując świeżą zaprawę spomiędzy kamieni. Budowniczowie ratowali swoją pracę, okrywając gotowe fragmenty murów ogromnymi płachtami foliowymi. Średniowieczni budowniczowie nie znali tego sposobu na deszcz, ale pewnie im się mniej śpieszyło niż współczesnym, którzy chcieliby w tym sezonie zamknąć stropami większość przyszłych zamkowych pomieszczeń.

W połowie lipca rozpoczęto wylewanie pierwszych stropów, w połowie listopada, jeszcze bez śniegu i mrozu, zalewano ostatni przewidziany projektem. Wygrano wyścig z czasem i zimą. – Może już nawet zacząć padać – mówił kierownik Piątkowski. – Dopóki się da, będziemy pracować na zewnątrz, wykonując przewidziane nadbudowy. Ale Zakładane są już prowizoryczne drzwi, okna, żeby zamknąć wnętrza przed śniegiem i mrozem. Wchodzą do środka elektrycy, hydraulicy. Jest prowizoryczne oświetlenie. Jest front robót na zimę. Można powiedzieć, że wykonaliśmy założony plan.

Zamek_2011_28 Zamek_2011_29 Zamek_2011_30

Zamek_2011_31 Zamek_2011_32 Zamek_2011_33

Zamek_2011_35 Zamek_2011_34

© Marek Miziak

Grudzień 2012 – styczeń 2013-01-18

Nowe życie w starych murach!

Choć roboty na zamkowych murach i we wnętrzach twierdzy trwały w najlepsze, nie zabrakło już w tej fazie chętnych do zwiedzania rosnącego od nowa zabytku. Mniej lub bardziej oficjalnie i legalnie małe grupki przemykały po przyziemiach, wysokim parterze, tarasach i wieży. Największą i pierwszą taką grupę stanowili naukowcy i wykładowcy Politechniki Łódzkiej. Prawie 100 osób, ale wiadomo, fachowców od budowli najprzeróżniejszych. Nawet takich jak zamek. Ale można sobie na tej podstawie wyobrazić, co się będzie tu działo, gdy zamek otworzy wreszcie gościnnie swoje podwoje.

VII-foto5 VII-foto6 VII-foto6a

 

Podziemny front (robót)

Pozostawiliśmy „budowniczych ruin” zamkowych tuż przed zimą z 2011 na 2012 rok, w chwili, gdy chroniąc się przed późnojesiennymi szarugami i wczesnozimowymi śnieżycami – zeszli do podziemia. Nie było ich tylu, co przy zewnętrznej murarce, ale prac nie przerwano. Brygady były tylko bardziej wyspecjalizowane, bo i roboty specjalistyczne – wszystkie instalacje, media, które trzeba było doprowadzić do zamku i wyprowadzić, co nie potrzebne. Elektryczność, wentylacja i cala reszta z łazienkami włącznie, którymi budowniczowie króla Kazimierza nie zawracali sobie zbytnio głowy.

Wyspecjalizowana firma warszawska, która przydała drewnianych elementów niejednemu już zabytkowi, łącznie z budynkiem Sejmu, montowała historyczną stolarkę, ościeżnice, drzwi „pamiętające” mrozy Średniowiecza, potężne belki stropowe 22 x 25 x nawet prawie 10 metrów, które tak naprawdę stropu nie podtrzymują, choć by mogły. Dlaczego? Bo stropy to grube nawet na 30 cm płyty z superwytrzymałego betonu B-30, jakiego do tej pory inowłodzka firma chyba nie produkowała! Gdybyż od początku zamczysko było takie betonowe…może i Szwedzi by go nie nadgryźli!

Specjaliści instalowali zamkowe ogrzewanie. Wyrafinowane, niczym to w Malborku. Tyle, że w Malborku grzało ogrzewane piecami i płynące specjalnymi kanałami w ścianach powietrze, w Inowłodzu – też płynąca specjalnymi „kanałami” pod podłogą „geotermalna” woda. Tak do końca to nie wiadomo jak system działa, bo nie wiedzą tego sami specjaliści – monterzy. To tajemnica firmy produkującej pompy cieplne. Podobno działają na zasadzie odwrotności lodówki. Wiadomo, że jest osiem stumetrowych odwiertów, kilkunastostopniowa różnica temperatur, wymienniki ciepła woda – glikol, łatwiejsze i tańsze podgrzewanie nośnika ciepła do 40 stopni. Na dole, w zamkowym przyziemiu, zamontowano ogrzewanie podłogowe. Na wyższym poziomie – wysokiego parteru grzeją kaloryfery. Jest ciepło mimo mrozu na zewnątrz. Ale kierujący zamkową budową Sławomir Dwojakowski wskazuje na osobliwość i fenomen. Gdy zatkano i uszczelniono przed zimą otwory, wewnątrz zamkowych pomieszczeń ustaliła się dodatnia temperatura, zupełnie niezależna od warunków zewnętrznych!

Oprócz tych wszystkich robót specjalistycznych nie brakło wewnątrz zajęć typowo murarskich. Ścianki działowe, schody i schodki, wykusze, okienka, posadzki, w tym ładnych kilkadziesiąt metrów kwadratowych posadzki z oryginalnych, wykopanych podczas odgruzowania, średniowiecznych płytek ceramicznych. W jednym miejscu, w sąsiedztwie wieży, będziemy chodzić po tej samej podłodze, co średniowieczni inowłodzianie!

VII-foto1 VII-foto2 VII-foto4

VII-foto3

Ponownie zawrzało na murach!

W marcu 2012 roku podziemne brygady znów wyszły na zewnątrz. Na poziom dziedzińca, tarasów – zielonych dachów, murów, których jednak nie zamierzano kończyć blankami, zgodnie z projektem zakładającym trwałą ruinę, choć ruinę użytkową. Ta użytkowość, przydana jakby pierwotnym założeniom, przysporzyła wykonawcom sporo kłopotów. Skoro np. mieli tu pracować ludzie, nie wystarczała „temperatura zamkowa”. Trzeba było osiągnąć taką, która spełni wymagane normy. Z tego też m. in. powodu zaczęła w zamku działać pierwsza w historii Inowłodza nowoczesna winda!

Przyszedł też czas, by zabrać się za zamkowe otoczenie. – Pokłoniliśmy się nisko – mówi Dwojakowski – projektantowi rekonstrukcji i adaptacji, prof. Henrykowi Jaworowskiemu i jego zespołowi, którzy przewidzieli praktycznie każdy szczegół podzamcza. Fosę zaprojektowano np. z dnem unoszącym się 0,5 metra nad lustrem wód gruntowych. Będzie „sucha”, ale stanowiąc naturalne odwodnienie, drenaż dla całego zamku. W przypadku większych opadów stanie się prawdziwą fosą wodną. Trzeba było usunąć część zarastających pierwotną fosę olch. Wójt dał na to przyzwolenie, rekompensując wycinkę nowymi nasadzeniami. Drewno zabrał zamkowy „sąsiad z podgrodzia”, zostawiając ekipie najtrudniejszy karczunek pozostałości pni. Przy tej robocie, po stronie południowej, natrafiono na pozostałości oryginalne pnie z palisady i „cembrowiny” rowu. Złożono je tymczasem w zamku, ale doczekają się zapewne odpowiedniej ekspozycji.

Najciekawszym znaleziskiem tej fazy odbudowy była zapewne hakownica, mogąca stanowić wzór dla zbrojmistrza inowłodzkiego rycerstwa. Będzie z pewnością ozdobą zamkowej zbrojowni. Tymczasem trafiła w ręce łódzkich naukowców – fachowców w tej dziedzinie, którzy ocenią, opiszą, datują, zakonserwują itd. Pojawiło się mnóstwo wspomnianych płytek podłogowych, które wykorzystano przy rekonstrukcji, kamieni z murów zamkowych, którym przywrócono pierwotne miejsce.

Nie trafił na miejsce odkopany swego czasu przez Jerzego Augustyniaka rzeźbiony w kamieniu ozdobny portal znad jednych z drzwi zamkowych. Jest w kawałkach w magazynie łódzkiego muzeum i pewnie wróci do Inowłodza jako eksponat. Nad drzwi trafiło natomiast zrobione na wzór, przez artystę kamieniarza z niedalekiej Drzewicy, mającej przez właścicieli związki z Inowłodzem, nowiutkie zwieńczenie.

VII-foto7 VII-foto8 VII-foto9

VII-foto14 VII-foto15

 

Zamkowe przecieki

Wspominając ten decydujący rok rekonstrukcji i adaptacji kierownik Dwojakowski nie może zapomnieć o „przecieku”, o którym wieść poruszyła dalekie nawet podzamcze. - Co to było panie Sławku? Wyjaśnijmy raz na zawsze!

- Zacząć by trzeba od tego, że Polska z jej aurą to nie jest kraj wymarzony dla otwartych, niezadaszonych tarasów. A tu – 1000 metrów kwadratowych odkrytych, poziomych tarasów z poziomą izolacją! Niezła „zagwozdka” dla realizatorów projektu! Ale jakoś trzeba było z tego wybrnąć. Postawiono na najnowocześniejszą w tej dziedzinie, także stosunkowo drogą niemiecką technologię „ARDEX”. Okazało się, że znana na rynku supertechnologia w inowłodzkich, „średniowiecznych” warunkach zamkowych – zawiodła. „Puściły” łączenia stanowiących izolację rolek tworzywa. Zaczęło przeciekać do znajdujących się pod tarasami wielkich sal. Trzeba było odsłonić feralne miejsca i ponownie posklejać łączenia żywicami. Na mojego „nosa” nic się już tu złego nie powinno dziać – zapewnia Dwojakowski. Pożyjemy – zobaczymy – jak mawiali średniowieczni inowłodzianie.

Inowłodzcy budowniczowie ruin

Od początku tej budowy nie było łatwo o fachowców – murarzy „robiących w kamieniu”. Tacy, jak mistrz Dutkiewicz, którzy zamkową ruinę utrwalali jeszcze w latach 70., dawno już odeszli. Przypomnijmy kłopoty ze znalezieniem wykonawcy zamkowej wieżycy. Podobnie było z samym zamkiem. Kadrowo zaczęto od ekip wykonawców. Murarze przybyli z Łodzi. Ale było ich mało, a zamek okazał się „pracochłonny”. Zabrakło przynajmniej 15. Zatrudniono miejscowych. Na stałe trzeba było ok. 40 budowniczych. Inowłodzcy uczyli się od łódzkich. Uczyli się dobrze, bo zaczęli dorównywać mistrzom. Rotacja była spora, ale najbardziej wytrwali i żądni nowej wiedzy, jak ich lider Andrzej Skorupa - dobrnęli do końca. Było ich ok. 20. Mają szansę na znalezienie zatrudnienia na innych podobnych budowach. Bo ta inowłodzka dobiegła końca. Sławomir Dwojakowski poświęcił jej półtora roku życia zawodowego. Wraz z drugim tomaszowianinem na budowie – operatorem koparki. – Ze względów sentymentalnych trudno się rozstawać z tym zamkiem – mówi Dwojakowski. – To był prawdziwy poligon. Pełen min, zasadzek, niezwykłych rozwiązań, do których trzeba się było uciekać, a których na zwykłej budowie nie uświadczysz. Ale taki los budowlańca. Koniec budowy, koniec roboty. Nawet, jeśli budowało się zamek. Nasz ślad tu jednak pozostanie. Na przyszłe wieki…

     To m. in. dzięki tym ludziom udało się dotrzymać unijnych terminów, usuwać na bieżąco usterki. Według kalendarza budowy mieli skończyć 30 listopada. Sanepid, strażacy i inne podobne służby nie znalazły błędów. Dziękował i gratulował nawet Zygmunt Błaszczyk, wojewódzki konserwator zabytków, którego naprawdę trudno usatysfakcjonować. Tym razem nie miał zastrzeżeń! Można było rozpocząć przekazywanie obiektu inwestorowi. Zamek obejmuje we władanie, chyba symbolicznie, w imieniu króla Kazimierza, wójt Zenon Chojnacki. Czas w stare mury tchnąć nowe życie!

VII-foto10 VII-foto11 VII-foto17

VII-foto12 VII-foto13 VII-foto18

VII-foto16

© Marek Miziak

 

Styczeń 2013 r. 

VIII-foto2

- Jestem autentycznie dumny, że przyszło mi, wraz mieszkańcami gminy Inowłódz podźwignąć na nowo budowlę, którą 650 lat temu wzniósł w tym miejscu król Kazimierz Wielki. To musiało być ważne miejsce. Wierzę, że jest takie i teraz – mówi wójt inowłodzki Zenon Chojnacki uchylając zamkowych podwoi.

I podźwignęliśmy!

- Było trudno, ale wreszcie zamek jest. Wieża i mury podciągnięte do zaplanowanej wysokości. Nie do szczytu, nie pod dach, ale projekt zrealizowano, pozostawiając pole do popisu dla następnych pokoleń. Miejmy nadzieję, że bogatszych, z większymi niż nasze możliwościami. Tymczasem jest czas na kilka refleksji związanych z tą niezwykłą na krajową skalę inwestycją. Zapytałem o nie wójta Chojnackiego – głównego inwestora, obecnie gospodarza, który zamek, wówczas jeszcze wirtualny, otrzymał w wianie od poprzednika. Dopust boży czy zwiastun sukcesu?

- Z całą pewnością nie było zaskoczenia. Od początku mojego inowłodzkiego obywatelstwa, wiedząc, co skrywa porośnięte trawą, na poły tylko odsłonięte gruzowisko, uważałem, że drzemie tam szansa dla Inowłodza, gminy i powiatu. Kibicowałem gminie, władzom, radnym na tych pierwszych, związanych z rekonstrukcją wieży etapach. Podobnie jak wtedy, gdy dowiedziałem się o staraniach o środki na dalsze prace. Znając Inowłódz sprzed lat, tętniący latem życiem ośrodek turystyczno – wczasowiskowy bolałem nad marazmem, który w pewnym momencie dopadł tę niezwyczajną przecież miejscowość. Jako wójt cieszyłem się z decyzji Rady o kontynuacji zamkowego przedsięwzięcia, wyasygnowaniu pieniędzy na tzw. wkład własny. Fakt, że nie do końca wtedy wiedzieliśmy, na co się porywamy. Co nas czeka pod wielowiekową warstwą ziemi i gruzu?

- No właśnie. Mimo danych i informacji z wcześniejszych wykopalisk, późniejszych sondaży i ekspertyz, w sumie dość optymistycznych, ostatecznie zamek zaskoczył wykonawców.

- Tak. Problem tkwił w tym, że tak do kończ nikt nie znał rzeczywistego stanu murów przyziemia. I ten stan, niestety odbiegający od przewidywań, zrodził problemy, wymusił korektę pierwotnych założeń, podrożył ostatecznie koszty. Trzeba było wszystko wzmocnić, powiązać mury postawione „na styk”. Nie ułatwiały zadania specjalistyczne technologie konserwatorskie. Ale przewalczyliśmy, choć wciąż nie do końca. Nadal są problemy z budowlą, która, wydobyta z ziemi, musi po prostu wyschnąć. Usterki były w zasadzie usuwane na bieżąco, ale jest przecież siedem lat gwarancji, na wiosnę odbędzie się przegląd gwarancyjny, gwarancją objęte jest nowatorski system ogrzewania i inne instalacje. Nie zostaniemy z potencjalnymi problemami sami.

- Czym jest teraz ten zamek dla wójta, gminy, jej mieszkańców? Czym ma, powinien być?

- Znajdujemy się w miejscu, które w niezwykły sposób naznaczyła historia. Powszechnie wiadomo o skrzyżowaniu historycznych szlaków handlowych. Mniej o szlakach starożytnych, jak pontyjsko – bałtycki, z wczesnej epoki brązu, który też tędy przebiegał. Nie bez powodu stanął tu „Idzi” i zamek. Przesiąknięty historią Inowłódz powinien z tej spuścizny korzystać, czerpać profity, żyć. Zmieniła się funkcja zamku. Z obronnej na służebną. Ma promieniować kulturą, jako jej centrum. Służyć nie tylko turystom, ale także mieszkańcom „podgrodzia”, którzy będą faktycznym „panem na zamku”.

Znaczenie inowłodzkiej twierdzy i jej nowych zadań od początku dostrzegano w Województwie. Położony w Dolinie Pilicy zamek jest i będzie szczególnie ważnym ogniwem turystycznej strategii województwa łódzkiego. Stąd pieczołowita opieka ze strony marszałka Witolda Stępnia, Urzędu Marszałkowskiego. Mamy nadzieję, że ten patronat i będzie trwał nadal. Stoją mury. Trzeba je zagospodarować, tchnąć w nie życie. Sami zrobimy, co możliwe, ale na pomoc też liczymy.

- Co dzieje się w zamku w chwili obecnej, jakie są najbliższe plany?

- Zgodnie z przyjętym harmonogramem trwają ostatnie odbiory „podzespołów” budowli, przyłączanie do mediów. Po uzyskaniu wszystkich wymaganych zezwoleń przystąpimy do przeprowadzania w zamkowe mury Gminnego Ośrodka Kultury, biblioteki. Równolegle opracowany został projekt aranżacji zamkowych wnętrz. Jego realizacja będzie kosztować. Średniowieczny zamek miał źródło finansowania w królewskiej szkatule. My musimy szukać mecenasów.

Uroczystą inaugurację, bo skala przedsięwzięcia takowego niewątpliwie wymaga, zaplanowaliśmy na 15 czerwca 2013 roku. Powstaje komitet organizacyjny, który wypracuje odpowiednią formułę. Taką, która uczyni to wydarzenie głośnym na cały kraj przynajmniej. Bo nasz zamek jest tego wart!

VIII-foto1 VIII-foto3

Dwuletniego „randez – vous” z zamkiem nie zapomni zapewne do końca życia Janina Kamińska, inspektor do spraw inwestycji w gminie Inowłódz. Twierdzi, że nie miała w tym czasie spokojnie przespanej nocy. I chyba do czerwca nie będzie miała.

- Nie chodzi – mówi – o przygotowania do wielkiego otwarcia, ale o…rozliczenie wniosku o refundację! Zamek to dla mnie jedyne takie w życiu, pierwsze i ostatnie zadanie. Drugiego takiego nie będzie. A stało się moim udziałem. Nie było dnia bez niespodzianki. Zamczysko sypało nimi jak z rękawa. Niestety w znakomitej większości nie były radosne, bo niosły problemy do rozwiązania. Techniczne, organizacyjne, logistyczne, finansowe. Budowę od podstaw, we współczesnych technologiach, można zaplanować i zgodnie z planem realizować. Zamek był pod tym względem nieprzewidywalny. Ale nie żałuję ani jednego dnia tej budowy. Zdecydowanie przeważa satysfakcja z tego, co zrobiliśmy. Co stało się naszym udziałem i co, w jakimś sensie, zostanie po nas na przyszłe wieki.

- I zapewne tak będzie. Powstały z martwych gruzów zamek będzie stał i żył. Kolejnego szwedzkiego najazdu też raczej się nie przewiduje. No, chyba, że przyjadą z odszkodowaniem, reparacjami za „Potop”. A, to bardzo prosimy…!

VIII-foto4 VIII-foto5

© Marek Miziak

Pin It